Kolejna wizja. Tym razem miałam 15 lat, niedawno zostałam jouninem. Haha, gdyby nie to to może... nie, przecież to niemożliwe. Tak czy siak to by się stało... Ostatnie sekundy, myśli, gdy jeszcze wiedziałam, że to sny. (mam nadzieję, że sens zrozumiały xD -dop.)
...
- Dlaczego nie chcesz mi przydzielić żadnej misji?! -prawie krzyknęłam.
-Nie tym tonem! -uspokoiłam się. Co jak co, ale gniew Piątej nie był rzeczą, której w tym momencie potrzebowałam. -Nie mam teraz czasu... ani misji dla ciebie. -dodała, gdy otwierałam usta w celu zadania kolejnego pytania. Zrezygnowana odwróciłam się i chciałam wyjść, gdy do gabinetu wparowała Shizune. O mało nie uderzyła mnie drzwiami, zdążyłam się cofnąć w ostatnim momencie. Najwyraźniej mnie nie zauważyła, bo od razu zaczęła trajkotać do Tsunade.
-Tsunade-sama, znalazłaś już jakąś odpowiednią osobę do tamtej misji? -wychyliłam się zza otwartych na oścież drzwi.
-Misji? -zapytałam głosikiem aniołka. Shizune, gdy mnie zauważyła wyraźnie posępniała. Ciekawe dlaczego. -Może ja się nadam?
-A niech ci będzie. -Hokage zrezygnowana opadła na krzesło. Podała mi niezbędne informacje i patrzyła jak cała w skowronkach wychodzę z gabinetu. Zamknęłam drzwi i zdążyłam jeszcze usłyszeć coś w stylu "A ty to możesz patrzeć na to..." więcej nie usłyszałam, bo byłam już za daleko gabinetu. Z resztą kogo obchodzi za co Shizune dostaje opieprz? Na pewno nie mnie. Przynajmniej nie teraz. Misja czeka!
Na misję wyruszyłam wieczorem z dwoma chuuninami. Mieliśmy ukraść jakieś dokumenty z Wioski Wodospadu. Nie były one jakoś bardzo ważne, ale Tsunade na nich zależało. Biegliśmy dość długo, w końcu postanowiliśmy się zatrzymać i odpocząć. Przydzieliłam warty. Pierwszą wzięłam sama.
Nic się nie działo. Wróciłam do ogniska, by jeden z chłopaków mnie zmienił. Przez całą wartę byłam ukryta w Kanashimi, nie zdążyłam go dezaktywować, przez co usłyszałam wyrywek z ich rozmowy.
-Jounin, pff, też mi coś. Nie sadzę, żeby była pod jakimkolwiek względem lepsza od nas.
-Taa, jeszcze jest z nami na misji, sami załatwilibyśmy to szybciej.
-No pewnie!
-Szybciej to możecie mnie zmienić na warcie. -przekazałam im obu w myślach. Wzdrygnęli się, nie myśleli, że ich usłyszę. Szczeniaki bez krzty szacunku. Nie byłam od nich jakoś dużo starsza, ale dowodziłam ta misją. Usiadłam przy ogniu, a jeden z bliźniaków poszedł pilnować drzew w lesie. Po chwili postanowiłam przerwać otaczającą nas ciszę.
-Czemu zachciało się wam tak na mnie narzekać? Aż tak źle dowodzę tą misją? -byłam jeszcze zła, ale nie chciałam by chłopak to zauważył.
-A tak jakoś wyszło...
-Interesujące. -powiedziałam z sarkazmem. "Tak jakoś wyszło", idiota. -Więc na każdej misji narzekacie na kapitanów? Dość ciekawe zajęcie. Dość niebezpieczne.
-Jak myślisz, że mogłabyś coś nam zrobić to się mylisz. Nie jesteśmy od ciebie słabsi! Wręcz odwrotnie... -urwał. Patrzyłam mu prosto w oczy moimi błyszczącymi tęczówkami. Sakura już wcześniej mówiła mi, że gdy robię to z zimną twarzą bez emocji można zwątpić w to, że samym wzrokiem nie da się zabić. I dobrze. Lubiłam swoje doujutsu, fakt, że mogłam manipulować jego barwą był z pozoru niepotrzebny, a jednak dostrzegałam w nim zalety. Z błękitno-fioletowej, błyszczącej, słodkiej tęczówki mogłam przejść do odcieni fioletu, którym niedaleko było do czerni. Delikatny jasnoniebieski błysk, wciąż zauważalny nadawał moim oczom efekt głębiny, przysłoniętej mgłą pustki. Kochałam to w tych oczach. Przydawało się w sytuacjach takich jak ta. Teraz na twarzy chłopaka nie widziałam już tej pewności siebie, nie wiem czy się bał, ale na pewno był pełny obaw. Uśmiechnęłam się do niego szyderczo, powróciłam do moich normalnych tęczówek i znów zaczęłam patrzeć się w ogień.
Z samego rana wyruszyliśmy dalej. Byliśmy już na terytorium wroga, więc postanowiłam podróżować z aktywowanym Fuuhasanem. Dwa razy musieliśmy zmienić lekko kurs, by ominąć patrole. Było to jednak dość męczące, z resztą nic dziwnego, pierwszy raz miałam go aktywowanego przez tak długi czas. Po kilku godzinach musieliśmy więc zrobić krótką przerwę. Na twarzach bliźniaków widziałam szydercze uśmieszki. Bezczelni.
-Zmęczyło cię samo patrzenie na drogę? Może powinnaś zacząć nosić okulary? -tego już było za wiele.
-Radzę ci się zamknąć, bo...
-Bo co?! Bo "pani kapitan" myśli, że jest za taaaka straszna?! -przerwał mi.
-Starczy. -powiedziałam zimnym, zbyt spokojnym głosem. Błyskawicznie złożyłam pieczęcie. Jedno z Ostrzy zawisło przy gardle chłopaka. -Wciąż uważasz, że nie jestem straszna? -moje oczy zalały się czernią. Widziałam, że chuunin nie jest pewny, czy mogę mu coś zrobić czy nie. Bawiło mnie to, nawet bardzo. Przez sekundę pomyślałam, że chciałabym go zabić, ale się opamiętałam. Dezaktywowałam technikę, a ostrze rozprysło się na miliardy srebrno-fioletowych iskierek.
-Następnym razem nie zatrzymam go przy szyi. Radzę ci o tym pamiętać.
Resztę drogi spędziliśmy w milczeniu. Gdy dotarliśmy wreszcie do Wioski ukrytej w wodospadzie zaczęliśmy szukać dokumentów, na których nam zależało. Znaleźliśmy je dość szybko. Niestety wymykając się z wioski zwróciliśmy na siebie uwagę jednego z patroli. Doszło do walki. Była ona długa, a fakt, że byłam zmęczona całodziennym używaniem Fuuhasan, nie pomagał nam zbytnio. Jeden z chłopaków został ranny w nogę, przez co nie mogliśmy nawet wycofać się na korzystniejszy dla nas teren. Straciłam większość chakry, z resztą bliźniacy chyba też. Nagle moja głowa zaczęła mnie boleć, jakby coś rozsadzało ją od środka. Krzyknęłam z bólu i opadłam na kolana. Nie pamiętam co działo się dalej...
Gdy się ocknęłam byliśmy w lesie. Chuunini patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem, nie miałam pojęcia jak udało nam się uciec, skoro ja byłam nieprzytomna, a jeden z nich ranny. Nie powiedzieli ani słowa. Bolała mnie głowa i prawa dłoń. Zauważyłam na niej jakiś siniak, ale nie obeszło mnie to za bardzo. Udało nam się zdobyć dokumenty, więc mogliśmy wracać do Konohy.
Do wioski dotarliśmy następnego dnia przed południem. Jeden z chłopaków poszedł poinformować Tsunade i oddać jej dokumenty, drugiego zabrałam do szpitala. Nie odezwał się ani po drodze ani w szpitalu. Możliwe, że z bólu. Ja wróciłam do swojego mieszkania. Nie byłam poważnie ranna, tylko trochę poobijana i miałam kilka zadrapań.
Następne dni mijały spokojnie, Władze Wodospadu najwyraźniej nie odkryły, że to Konoha stała za kradzieżą. Dziwny siniak na mojej dłoni nie schodził, wręcz przeciwnie, nabierał coraz to mocniejszej barwy i do złudzenia przypominał znak, którym oznaczone były wszystkie moje zwoje. Symbol mojego klanu. (tak dużo miała do napisania, a tu nagle pustka =.='-dop.)
Obudziłam się, a raczej ktoś mnie obudził. Było zbyt ciemno bym mogła widzieć twarz. W dodatku ten ktoś był w kapturze. To już dziś? Przemknęło mi przez myśl. Miałam zostać zabita...och, nie pamiętam nawet daty. Siedzę tu już od tygodnia...chyba tygodnia, całkowicie straciłam poczucie czasu. Wszystko przez te cholerne sny.
-Witaj, pomóc ci? -nie znałam tego głosu. Teraz wiedziałam już, że to mężczyzna.
-Pomóc...? -powtórzyłam niemrawo. Kim on do cholery był? Na pewno nie był to strażnik, więc jak się tu dostał niezauważony? I dlaczego chciał mi pomóc? Schylił się i wyjął z kieszeni klucz. Pasował do moich kajdan. (jest takie słowo, prawda? xD ja już się pogubiłam -dop.) Rozkuł mnie, spróbowałam wstać, ale upadłam na podłogę. Nie miałam prawie w ogóle chakry. Pomógł mi się podnieść.
-Kim ty jesteś?! -spytałam. A może... może Hokage wreszcie uznała moje alibi! Może złapali prawdziwego przestępce! Zaczęłam się śmiać. Chyba naprawdę coś było ze mną nie tak.
-Powiem ci, ale to za chwilę. Teraz trzeba cię stąd zabrać. -wciąż trzymając mnie, żebym nie upadła drugą ręką zaczął składać pieczęcie, a po chwili wziął mnie na ręce i przebiegł przez ścianę. (stał tam pociąg do Hogwartu xD -dop.) To była... technika taka jak moja? Przebiegł obok strażnika, a ten nawet go nie zauważył. Tak... zupełnie jak moja...
Po chwili byliśmy na zewnątrz. Była noc. Gwiazdy błyskały co chwilę zza chmur. Mężczyzna biegł dalej. Teraz, przy księżycowym świetle mogłam się mu przyjrzeć. Wyglądał na jakieś 18, może 20 lat. Nie wiedziałam, nie potrafiłam rozpoznawać wieku. Wybiegł z wioski. Więc jednak nie odwołali mi wyroku. Uśmiechnęłam się smutno.
-Postaw mnie na ziemi. -powiedziałam. Nie chciałam być niesiona jak małe dziecko. Co prawda pewnie nie dałabym rady iść, ale miałam swoją dumę, musiałam chociaż spróbować.
-Jeszcze nie jesteśmy na miejscu, a sama nigdzie nie dojdziesz. (Iwona jak ja cię nienawidzę =.= -dop.) -nie mogłam zaprzeczyć. Odwróciłam głowę, by popatrzeć na niknącą w oddali bramę Konohy.
Nie wiem jakim cudem, ale zasnęłam. A może straciłam przytomność? W sumie nie wiedziałam. Wiedziałam tylko, że obudziłam się w... właśnie, nic nie wiedziałam. To był czyjś pokój. Ciemnoczerwone tapety, meble wyglądające na bardzo stare, wszystko nadawało temu pomieszczeniu ciepły, dostojny wygląd. To jakiś hotel?
-Widzę, że się obudziłaś. -drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł ten sam chłopak, który wczoraj wyciągnął mnie z więzienia... o ile to było wczoraj. Czułam się, jakbym przespała całą wieczność. -Jak się czujesz? -zapytał.
-Dobrze... Co to za miejsce?
-Mój dom. -odpowiedział.
-A kim ty jesteś?
-Hahaha, no tak, zapomniałem się przedstawić. Jestem Hajime. -uśmiechnął się do mnie.
-Nic mi to nie mówi. -odpowiedziałam.
-Naprawdę? -zaczął się śmiać. O co chodziło temu gościowi?! Chciałam stąd wyjść, dokądkolwiek. Wstałam z łóżka, ale zachwiałam się i znów na nim siedziałam.
-Cholera... -burknęłam pod nosem. Chłopak znów zaczął się śmiać. Spojrzałam na niego groźnie, a on tylko się uśmiechał.
-Czego ode mnie chcesz? Dlaczego zabrałeś mnie z więzienia? -spytałam.
-Mam cię tam odprowadzić? -kiepski żart. Nie miałam na takie ochoty. Uchodziłam za osobę bez poczucia humoru. -Myślałem, że ucieczka od śmierci choć trochę cie ucieszy. Nic od ciebie nie chce. Wystarczy, że przeżyłaś. -znów promiennie się uśmiechnął.
-Znamy się?
-I tak i nie. -koleś powoli zaczynał działać mi na nerwy. -Obserwowałem cię od jakiegoś czasu, raz się spotkaliśmy.
-Obserwowałeś? -co to ma być, śledził mnie czy co?
-Tak, parę razy ci pomogłem, pamiętasz?
-Nie. -odparłam bez namysłu. Ten gość mnie z kimś pomylił czy co? Pierwszy raz na oczy go widzę, a tu się okazuje, że byłam obserwowana i że go w ogóle znam.
-Powiesz mi w końcu o co tu chodzi? -zapytałam zrezygnowana.
-Jestem twoim demonem Fuuhasan. -odparł z uśmiechem.
Chyba jeden z najszybciej napisanych przeze mnie rozdziałów :3 Jestem z siebie dumna x3 Od początków tego bloga, a nawet od początków początków myślenia o pisaniu tego bloga Tenshi miała mieć 16 lat, miał być demon i wg miało być cudownie... a wyszło jak zawsze -.-' no cóż... tak już bywa :p Ale do rzeczy. Mam miliardy pomysłów durnych jak nwm co, i za każdym razem jak będę teraz pisać nowy rozdział będę miała dylematy i dołki wenowe, więc chciałabym Was, Koteły poprosić o pomoc *bo możecie być moje Koteły, prawda @.@?* Chodzi o to, żebyście mnie wspomogli swoimi pomysłami, tak jak wtedy, gdy się pytałam z kim nasz Aniołek ma walczyć. No bo wiecie, ja głupi koteł, ja nie wiem co pisać x3 Z tym rozdziałem poszło nawet dobrze, ale już napisałam 1 zdanie do IX i ... no właśnie :/ *opublikować, poczekać, opublikować, poczekać, opublikować, poczekać... pierdole, publikuję xD* Neko