sobota, 19 lipca 2014

Rozdział V

Tę walkę z góry uważałam za wygraną. Wystarczyło tylko dobrze to rozegrać. Najpierw Kanashimi i bez zbędnych przerw ostrza, by wszystko wyglądało na jedną technikę, później szybkie uniki i ataki. Niby proste i logiczne, a jednak nawalałam. Walka trochę już trwała, a  mój przeciwnik omijał wszystkie moje ataki. Nie miał jednak dostatecznie dużo czasu by kontratakować. "Podkręciłam" trochę tempo, by go zmęczyć. Fuuhasan dawał mi możliwości szybkiego poruszania się bez zbytniego tracenia sił. Bardzo przydatne. Widziałam, że chłopak powoli się męczył. Nie zamierzał jednak dawać za wygraną. Ku mojemu zdziwieniu odskoczył ode mnie dość daleko i złożył pieczęcie. Ziemia pod moimi stopami rozstąpiła się, a ja o mało nie wpadłam w przepaść. Technika była niezła, trzeba to przyznać. Odbiłam się od powietrza i teraz powoli opadałam w kierunku podłoża. Możliwe, że tylko mi się zdawało, ale chyba fundamenty budynku trochę ucierpiały. Chłopakowi najwyraźniej nie spodobało się, że jeszcze żyję, zaczął składać kolejne pieczęci. Może to i lepiej? Miałam szanse unikać jego ataków, a te techniki choć potężne, marnowały na pewno dużo chakry. To było mi na rękę. Z upływem kilku minut zdałam sobie sprawę z tego, jak mało technik znam. Oprócz tych podstawowych umiałam wykonać tylko Kanashimi i Ostrza. Mogłam też stworzyć elektrycznego klona, ale to raczej nie przechylało szali zwycięstwa na moją stronę. Technika, którą próbowałam opanować w ciągu ostatnich tygodni okazała się kompletną porażką. "Niedopracowanie" polegało na kompletnej nieprzydatności. Tworzyła bowiem dużo "linek", którymi można by obezwładniać, gdyby nie to, że... pękały. Były bardzo mało wytrzymałe, więc w praktyce bezużyteczne. Z chwilowego zamyślenia wyrwał mnie głaz, który przeze mnie przeleciał. Sekunda. Trwało to tylko tyle, a ja... zatrzymałam się. Tak jakby. Ta krótka chwila dłużyła się chyba z minutę. Widziałam wszystko jak w spowolnionym tempie. Kamień, który mnie przenikał, mojego przeciwnika, Naruto i Sakurę, którzy cały czas mi kibicowali. Poczułam, że braknie mi powietrza. W końcu męcząca sekunda dobiegła końca. Uderzenie, jeśli można to było tak nazwać (w końcu mnie nie zraniło) dezaktywowało moją technikę. Dosłownie poczułam jak tarcza Kanashimi pęka. Chłopak wyglądał na rozczarowanego, że przeżyłam. Nie chciałam drugi raz tak oberwać. Moja technika obronna najwyraźniej nie wytrzymywała takiej siły. Postanowiłam blefować. Złożyłam pieczęcie do Kanashimi, a potem do "niewypału". Wokół mnie pojawiać się zaczęły przezroczysto-srebrne pasma. Wiły się w powietrzu, co chwila znikając, by znów błysnąć srebrem. Skinęłam ręką , a one pomknęły w jego kierunku mojego przeciwnika. Były szybsze od ostrzy, wcześniej jakoś tego nie zauważyłam. Chłopak zaczął ich unikać, a ja zdałam sobie sprawę, że mogę manipulować ich kształtem. Ostrza dawały mi tylko opcję z rozmiarem i łączeniem, była to więc miła odmiana. Utworzyłam jeszcze więcej "nitek" i w międzyczasie małych ostrzy, które posłałam bokiem, by ich nie zauważył. Na szczęście był zbyt zajęty unikami, nie dostrzegł ich lekkiego połysku. Ataki kierowałam tak, by cofał się w odpowiednim kierunku. Czułam, że kończy mi się chakra - należało zakończyć ten pojedynek. Chłopak skupiała się na unikaniu szybkich nici. Na szczęście nie udało mu się jeszcze żadnego rozbić, nie wiedział więc, że nie były tak groźne na jakie wyglądały. Cofał się. Złączyłam Ostrza, które uformowałam przed chwilą. Teraz był to jeden duży i ostry kawałek. Już za chwilę wbiję mu go w plecy, niech się jeszcze troszeczkę cofnie. To będzie to. Wygram, zabiję go. Jeszce kawałek.Tylko tro...
-  Poddaję się! - słowa chłopaka mnie zszokowały. Skończyły mu się siły? Może chakra? Teraz?! W tym momencie chciałam go przebić, jednak opanowałam, się - walka była skończona. Zacisnęłam pięści, a Ostrze rozprysło się za miliony iskierek. Mój przeciwnik dopiero teraz zauważył, że niewiele brakowało mu do pogrzebu. Zniszczyłam ruchem ręki wszystkie "nitki" i korzystając z resztki chakry wskoczyłam na trybuny i usiadłam przy mojej drużynie.
- Tenshi... naprawdę chciałaś go zabić? - Sakura mnie zaskoczyła. Co to było za pytanie?
- Do utraty przytomności, poddania się lub śmierci. To proste zasady. Myślisz, że on próbował mnie połaskotać swoimi technikami? - O nic więcej nie pytała. Za to Naruto pogratulował mi i dalej czekał na swoją kolej. A ja czułam się coraz gorzej. Było mi słabo, pewnie wykorzystałam za dużo chakry. Po cholerę tu wskoczyłam. Jakby nie wystarczyły mi schody. Obraz powoli mi się rozmazywał. Chyba straciłam przytomność.


Obudziłam się w... no właśnie... gdzie ja byłam? I... dlaczego? Rozejrzałam się. Białe ściany raziły mnie w oczy. Było zdecydowanie za jasno. Leżałam w łóżku szpitalnym. Obok niego siedziała Sakura najwyraźniej ucieszona faktem, że się obudziłam. Dowiedziałam się, że cała nasza drużyna przeszła do ostatniego etapu i że różowo włosa dokopała Ino w walce.
- A dlaczego ja tu jestem...?
- No... straciłaś przytomność po walce. Nie pamiętasz? Zużyłaś prawie całą chakrę, aż cud, że nie zemdlałaś w czasie pojedynku. Wtedy nie przeszła byś dalej. Dobrze, że ten chłopak się poddał, nieźle by oberwał gdyby tego nie zrobił... - Sakura plotła jeszcze przez jakieś 20 minut o tym i o tamtym... W sumie nie słuchałam o czym mówiła. Oczy same mi się zamykały, próbowałam nie zasnąć.
- ...więc odprowadzę cię do domu... Słuchasz ty mnie w ogóle?! Wstawaj, idziesz do domu!
- T-tak, tak, już idę, idę... - w drodze do mojego mieszkania różowo włosa trajkotała jak najęta jaki to Sasuke był z niej dumny. Nie wierzyłam, by jej to powiedział. Wątpiłam nawet w to, czy obeszły go jakiekolwiek zwycięstwa z wyjątkiem jego własnego. Nie zdążyłam dowiedzieć się jednak z kim będę walczyć na "egzaminie ostatecznym", bo Sakurze wyleciało to z głowy. Miałam nadzieję, że Naruto mnie oświeci w tej sprawie... jutro. Pożegnałam przyjaciółkę i padłam na łóżko. Chyba nigdy w życiu nie byłam aż tak senna...

Następny dzień zaczęłam od treningu. Myślałam, że Kakashi-sensei będzie miał czas, by mi trochę pomóc, ale nie udało mi się go znaleźć. Byłam zmuszona trenować sama. Długo myślałam nad połączeniem natury błyskawicy i technik mojego klanu. Skoro udało się to z chakrą ognia, to ja tez mogłam próbować, prawda? Nie wiedziałam jednak od czego zacząć... Początki są zawsze najtrudniejsze - tłumaczyłam sobie, ale tylko mnie to irytowało... Irytować samą siebie... Tenshi, weszłaś na nowy poziom... Chyba setny raz przeczytałam zwoje mówiące o tym całym połączeniu, ale wychwalano tam jedynie geniusz twórcy i wyjaśniono samo działanie techniki. Może gdyby moją drugą naturą był ogień to by coś dało ale... ech. (i to uczucie, że trzeba przejrzeć poprzednie rozdziały, by wiedzieć, co napisać w aktualnym...i gdy nic tam nie ma XD ~dop.) Przywołałam elektrycznego klona. Była to jedyna rzecz, której się nauczyłam. Gdy patrzyłam na swoją kopię doznałam olśnienia. Przecież ta technika wymagała kontroli kształtu, błyskawice nie mogły tak sobie po prostu bezkształtnie latać. To samo robiłam przywołując Ostrza! To było takie oczywiste! Chwila. Jakie pieczecie składałam, by stworzyć klona...?
Trochę "na ślepo" kombinując z układem pieczęci i przeglądając co chwila zwoje udało mi się przywołać kilka ostrzy wypełnionych fioletowawymi błyskawicami.
-U...udało się! - za mojej twarzy zagościł uśmiech. Wreszcie zrobiłam krok w przód! Wycelowałam i cisnęłam nową bronią w tarczę... ... ... Przebiły ją na wylot i wbiły się w pobliskie drzewo... Przynajmniej te, które doleciały. Kilka rozpadło się w locie na miliardy tycich iskierek, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. Mogłam to przecież dopracować w najbliższych dniach. Ważne, że nie były to już tylko podróbki kunai. Uśmiechałam się coraz szerzej. To było to czego szukałam. Zapieczętowałam zwoje z powrotem w jeden i poszłam w stronę domu. Dopiero teraz zauważyłam, że minęło pół dnia. Upewniło mnie w tym burczenie mojego brzucha. Od rana nic nie jadłam. Nie miałam jednak siły na gotowanie, więc postanowiłam, że mogę uczcić swój mały sukces w Ichiraku.
- Ohayo, Tenshi! - usłyszałam za sobą. - Też idziesz na ramen?
- Cześć Naruto, tak idę. - uśmiechnęłam się do blondyna. Miałam naprawdę dobry humor.
- Co ty taka wesoła?
- Dopracowałam Ostrza. Znaczy, jeszcze są trochę niestabilne, ale wstępnie lepsze.
- Nie wiem jak dopracowana technika może być niestabilna, ale grunt, że ci się udało. - zamówiliśmy w barze ramen. Naruto oczywiście nie poprzestał na jednej porcji. Zjadłam, zapłaciłam i powoli ruszyłam w stronę domu. Miałam dziwne przeczucie, że o czymś zapomniałam, ale oczywiście nie miałam pojęcia co to mogło być... Może wcale nie było takie ważne? Pewnie mogło poczekać do jutra. Kiedy się wyśpię, na pewno sobie przypomnę. Uspokoiłam się w myślach. Przekręciłam klucz w zamku...

...Powoli opuszczałam krainę mojej sennej wyobraźni coraz bardziej mając świadomość czasu i miejsca, gdy nagle doznałam brutalnego olśnienia.
- Cholera... - wyskoczyłam z łóżka z prędkością światła. Jak mogłam być taka głupia?! Miałam przecież spytać Naruto czy wie z kim miałam walczyć na egzaminie! Idiotka! Krzyczałam na siebie w myślach. Wczoraj za bardzo się cieszyłam, by pamiętać dlaczego w ogóle tak mi zależało na tym całym treningu. - Kuso, kuso, kuso, kuso, kuso! - syczałam co chwila przez zaciśnięte zęby. Umyłam się, ubrałam i zdołałam jakoś się uspokoić. Co to za różnica, czy go zapytałam czy nie? Dziś też jest dzień. Tak to sobie tłumaczyłam i chyba udało mi się siebie przekonać. Zabrałam się za przygotowanie śniadania. Szybko zrobiłam dwie kanapki, które jeszcze szybciej zniknęły w moich ustach. Wyszłam z mieszkania i szybkim krokiem poszłam szukać blondyna. Nigdzie go nie było. Ani w jego mieszkaniu, ani w Ichiraku, ani na polu treningowym, ani nigdzie. Jakby rozpłynął się w powietrzu... a to była moja specjalność. Znudzona ciągłym bieganiem w tą i z powrotem, usiadłam pod drzewem i zaczęłam obserwować chmury. Im nigdzie się nie śpieszyło. Powoli przemierzały niebo, nie szukając nikogo ani niczego. Nie miały egzaminów, pracy, zmartwień... życia. "Zmotywowana" wstałam i ruszyłam w dalsze poszukiwania. Krążyłam po wiosce, aż spotkałam Sasuke.
- Cześć. - powiedziałam. Oczywiście nie raczył mi odpowiedzieć. Chwilę stałam, nie wiedząc,czy powinnam go zapytać, czy dalej szukać blondyna. Na pewno nazwałby mnie idiotką, powiedziałby, że to nie jego sprawa i jeszcze pewnie miałby satysfakcję z tego, że prosiłam go o pomoc...
- Na co się tak gapisz? - jego wrogi głos wyrwał mnie z obmyślania "za i przeciw".
- Na debila. - odpowiedziałam i poszłam w swoją stronę nie czekając na jego odpowiedź. Naruto, gdzie ty się szlajasz, kiedy jesteś potrzebny?
Blondyna spotkałam dopiero pół godziny później. Ulżyło mi. Miałam dość krążenia po Konosze.
- Hej Naruto. Wiesz, to głupio zabrzmi, ale wiesz może z kim będę walczyć na egzaminie?
- Hahaha, jak możesz tego nie pamiętać? To najważniejsza informacja!
- Straciłam przytomność, pamiętasz?
- Aa, no tak, tak, przepraszam...
- To wiesz to?
- Tak, oczywiście............. (głupi koniec =,=' -dop.)

No i znowu zakończyłam tak rozdział =.='. Jakoś nie mam pomysłu *znowu* z kim mogłaby walczyć Tenshi *jeśli w ogóle nie będzie walczyć* . Nie wiem... Może pomożecie mi troszku? Napiszcie w komentarzach jeśli możecie kto to mógłby być :] No i w ogóle, jakiś komentarz bym chętnie zobaczyła, wiecie, to takie dołujące, gdy nikt nic nie pisze *Neko czuje się odrzucona xD*, ale może po prostu nie macie jak, no bo wiadomo jak to jest :] Zrobiłam szablon na blogu i teraz to wszystko jakoś wygląda, prawda? :D No, to nie przedłużając, Bernadeta z wami~!      Neko