piątek, 18 października 2013

Rozdział III

- Minął już ponad miesiąc odkąd jesteśmy ninja, a my nadal robimy tylko głupie misje rangi D!
- Nie narzekaj, mogło być gorzej.
- Niby jak?!
- Mogłeś nie zdać debilu! - mam dość tego idioty, ciągle tylko narzeka i wrzeszczy. Moje nerwy nie są ze stali i kiedyś go po prostu uderzę.
- W sumie racja, ale niedługo egzaminy na chunina i misje będą lepsze.
- O ile zdamy.
- Jesteś straszną pesymistką!
- Przecież nic nie powiedziałam. Tylko gdybam.
-Ale pesymistycznie!
Raczej realistycznie. - rozmowa trwałaby w nieskończoność, gdyby nie to, że doszliśmy już na pole treningowe. Sakura i Sasuke już tam byli. Podeszłam do różowowłosej, a Naruto do Uchihy.
- Spóźniliście się.
- No i? Sensei'a jeszcze nie ma.
- Na wszystko masz takie głupie odpowiedzi, Tenshi? Nie są najlepsze, wiesz?
- Wiem, ale patrząc na ciebie uczę się ich coraz więcej. Jesteś w tej dziedzinie bardzo utalentowana Sakura-sensei. - roześmiałyśmy się. (tak jakoś drętwo wyszło-dop.) Lubiłyśmy się sprzeczać, była to w pewnym sensie jedyna rozrywka przy czekaniu na mistrza. Czasami zdarzały się kłótnie chłopaków, te były znacznie zabawniejsze, ponieważ były na serio i dość często kończyły się interwencją sensei'a. Tym razem jednak było spokojnie. W tym momencie zjawił się Kakashi.
- Witajcie, dziś musimy omówić kilka spraw.
- Nie lepiej było powiedzieć tego tylko Tenshi? Nie musielibyśmy się tu tłuc, a ona by przekazała.
- Sam przekazuj idioto! - zachciało mu się robić ze mnie telefon!
- Dobry pomysł, byś się na coś w końcu przydała. - jeszcze ten?
- CISZA! - niech już lepiej zaczną dziękować mistrzowi, bo jeszcze jedno zdanie, a dostaliby po mordach... hmm.... może sensei niepotrzebnie się odzywał...? - z rozmyślań o mojej niedoszłej zemście na kolegach z drużyny wyrwał mnie głos Kakashiego.
- Miałem wam powiedzieć o nadchodzącym egzaminie na chuunina, który odbędzie się za niecały miesiąc. Chcecie brać w nim udział? - To pytanie było raczej zbędne. Wiedział, że czekaliśmy na ten egzamin odkąd nasza paczka stała się zgrana. - Rozumiem, że wszyscy są za. - powiedział zanim ktokolwiek z nas zdążył wykrztusić z siebie słowo.
- Tak, sensei. - odpowiedzieliśmy równo.
- Naruto, Sakura, Trzeci wzywa was do siebie. Ma dla was (Was is das?!? - dop. + sorry, faza + tydzień niemiecki [nie, nie w lidlu] sorry raz jeszcze) misję.
- Nareszcie coś się dzieje! - zawołał blondyn z nieukrywanym entuzjazmem.
- To już wszystko. Możecie iść. - sensei zniknął w chmurze dymu, zanim zdążyłam go o cokolwiek zapytać. Miałam do niego pewną sprawę, (nie, nie chodziło o pożyczenie pornoli - dop.+ jeszcze raz sorry) ale mogę go o to zapytać kiedy indziej. Dziś muszę jeszcze posprzątać swój pokój. Mam tam straszny bajzel i od paru dni nie mogłam nic znaleźć.
- Pa Tenshi. - Sakura wyrwała mnie z mrocznych wyobrażeń męczących porządków.
- Pa! - Jeśli miałam to dziś skończyć, powinnam przynajmniej zacząć. Skierowałam się w stronę mojego zagraconego mieszkania. Po drodze zamyśliłam się na chwile, jak może wyglądać egzamin na chuunina i nie zauważyłam jak na kogoś wpadłam. Zderzyłyśmy się z Hinatą, która wnioskując po tym, że mnie nie wyminęła (no jak ona śmiała!?! - dop.+ sorry x 3) też o czymś myślała.
- Przepraszam, strasznie się zamyśliłam. - powiedziałam wstając z ziemi.
- Nic się nie stało, to nawet dobrze. Właśnie cię szukałam. Przydzielono nas razem do misji. - Kochany wszechświecie, dziękuję ci za tę łaskę i za twe zaiste wielkoduszne pozwoleństwo na niesprzątanie dziś pokoju! (tak, to zdanie ma jakiś sens! -dop.)
- Fajnie, co to za misja?
- Mamy znaleźć jakiegoś psa. - pokazała mi zdjęcie z pięknym czarnym labradorem.
- To prosta misja.
- Tak, masz rację. (jakby Tenshi kiedyś nie miała racji! - dop.)
- To kiedy wyruszamy?
- Za pół godziny.
- I jesteśmy tylko we dwie?
- Tak, brakuje ninja, więc na łatwiejsze misje wysyłają po dwie osoby.
- Dobra, to ja idę się przygotować. - rzuciłam i pobiegłam do swojego mieszkania. Musiałam jeszcze wydobyć z bałaganu potrzebne rzeczy.
Pół godziny później czekałam już przy bramie wioski. Hinata zjawiła się kilka minut po mnie.
- Ty masz wszystkie informacje, więc prowadź.
- Ten pies kilka razy już uciekał, zawsze na północ. Nie powinien być daleko.
- Ok, to kto przeczesuje teren pierwszy?
- Może ty...
- Ok. - Aktywowałam Fuuhasan i zaczęłam szukać jakiś śladów życia. Zaczęłyśmy biec. Przedzierałyśmy się przez las szukając jakiejkolwiek poszlaki. Pies był jednak dalej niż się spodziewałyśmy. Po dwóch godzinach postanowiłyśmy się zamienić. Teraz Hinata aktywowała Byakugan i szukała zwierzęcia, a ja biegłam za nią. Zamyśliłam się jednak, jak zwykle gdy nie miałam nic do roboty i o mało nie wpadłam na granatowowłosą. Zamarła w bezruchu i patrzyła ze strachem w jeden punkt.
- Pięć kilometrów stąd... - Przekazała mi w myślach. Włączyłam znów moje kekkei genkai i spojrzałam we wskazanym przez nią kierunku. Zobaczyłam trzy postacie. Dwie z nich były ubrane w czarne płaszcze w czerwone chmury.
- Czy to może być... -  nie dokończyła, jakby czekając aż rozwieją się jej wątpliwości.
- Akatsuki - dokończyłam za nią. Stałyśmy dalej sparaliżowane mieszaniną strachu i ciekawości... Przynajmniej ja. Patrzyłyśmy jak zahipnotyzowane na rozgrywającą się przed nami walkę. Wszystko działo się jednak za szybko bym mogła zobaczyć z jakiej wioski jest trzecia osoba. Nie ruszałyśmy się z miejsca przez kilka minut.
- Wycofajmy się. Jeśli nas zauważą zginiemy.
- Ale...
- To ja tu dowodzę! - niechętnie kiwnęłam głową na potwierdzenie. Stanowcza Hinata, to nowość. - Co zrobimy z tym psem? - spytałam, by nie zamyślić się za bardzo i na coś nie wpaść.
- Powiemy, że nie wykonałyśmy misji.
- To brzmi jak porażka...
- Bo to jest porażka.
- Znaczy, że dwie osoby to za mało, by wykonać idiotyczną misję rangi D! - wściekłość wylewała się ze mnie jak z pękniętego wazonu. Nie lubiłam przegrywać - zwłaszcza w taki sposób. Ucieczka była zawsze najbardziej upokarzającą okolicznością.
Wracałyśmy do wioski w milczeniu. Mój umysł wiedział, że Hinata miała racje i lepiej było nie zadzierać z najgroźniejszą organizacją świata ninja dla jakiegoś durnego kundla. Moja duma musiała się więc podporządkować...
Gdy minęłyśmy bramę Konohy było już późno. Skierowałyśmy się do biura Hokage. Byłyśmy już obok budynku, gdy ktoś z niego wyszedł.
- Dobrze, że wróciłyście. Nie muszę po was iść. - uśmiechnął się sztucznie.
- Iść po nas? To znaczy?
- No, bo się okazało, że ten pies wcale nie zaginął i pobiegałyście sobie na marne. - kolejny ironiczny uśmiech. Nie wytrzymałam, uderzyłam go w twarz, a cała złość zbierająca się we mnie od "taktycznego odwrotu" znalazła wreszcie upust (zUa Tenshi, zUa...-dop.). Teraz ja się uśmiechałam, a Uchiha zbierał się z ziemi.
- Sorki, to niechcący. - mój głos był na wskroś przesiąknięty sarkazmem.
- Ależ nie szkodzi. - wymieniliśmy piorunujące spojrzenia po czym minęłam go i weszłam do budynku.
- O co ci chodziło? - zapytała Hinata.
- O nic. Zwykły dialog. - uśmiechnęłam się mimowolnie. Hinata o nic więcej nie pytała.Najwyraźniej wyczuła, że lepiej nie psuć mojego chwilowo dobrego humoru. Zapukałyśmy do drzwi i weszłyśmy do gabinetu.
- Widzę, że niepotrzebnie wysłałem po was Sasuke.
- Hokage-sama.- Hinata zabrała głos. - My... chyba widziałyśmy Akatsuki...- starzec zmarszczył brwi.
- Akatsuki? Tutaj?
- Tak, w północnej części lasu. Dwie osoby ubrane z płaszcze z czerwonymi chmurami. Walczyli z kimś.
- Dobrze, że mi to powiedziałyście. Możecie iść, jest już późno.
Opuściłyśmy biuro. Granatowowłosa rzuciła ciche "pa" i poszła w swoją stronę. Zrobiłam to samo.
Weszłam do swojego pokoju. Wszystko co leżało na moim łóżku z gracją wylądowało na podłodze. Zaczęłam rozmyślać o wszystkim, co działo się tego dnia i zasnęłam tuż po tym jak zegar na mojej ścianie wybił północ.

                                                                     ... --^^-- ...
Cały ranek spędziłam na doprowadzaniu mojego pokoju do porządku. Jakoś wyszło. Poszłam szukać sensei'a. Miałam do niego pewną sprawę. Wyszłam z mieszkania, odwróciłam się i wpadłam na Naruto.
- Heeej, Tenshi.
- Cześć... I pa. - nie miałam czasu na pogawędki, więc wstałam i wyminęłam blondyna. Szłam ulicą szukając sensei'a. Znalazłam go w Ichiraku Ramen.
- Konnichiwa. Sensei, umiesz posługiwać się naturą błyskawicy. Nauczysz mnie? - nie ma to jak szybko przejść do rzeczy...
- Ach... Odsapnąć nie dacie! Dobrze... Naruto i Sakura ciągle są na misji, więc bądź jutro o siódmej na polu treningowym.
- O siódmej, tak? A ty o której przyjdziesz sensei?
- Siódma.
-Aha - taa, na pewno. W drodze do domu rozmyślałam o tej niedokończonej technice, zbliżających się egzaminach i wielu innych rzeczach. Byłam ciekawa, czy dam sobie radę na treningu z sensei'em. Zamyśliłam się tak bardzo, że zagapiłam się i na kogoś wpadłam. To chyba zaczyna być moją tradycją...
- Uważaj jak leziesz!
- Prze..- Urwałam. Chciałam przeprosić, ale zobaczyłam, że osobą z którą się zderzyłam był Sasuke. Nie lubiłam tego typa. Całą akademię nabijał się ze mnie i z Naruto. W sumie to też mógł patrzeć przed siebie.
- "Prze" co? - o nie, ciebie nie przeproszę. Po moim trupie.  - Chciałaś powiedzieć "przepraszam"? No dalej, czekam. - jego jadowity uśmieszek prawie wyprowadziły mnie z równowagi. Najchętniej walnęłabym go jak wczoraj, ale opanowałam się jakoś.
- Trochę sobie poczekasz. Przepraszam tylko ważne osoby. - posłałam mu szeroki, "promienny" uśmiech. Chyba go uraziłam, bo przestał się "uśmiechać", minął mnie i poszedł w swoją stronę. Szłam dalej próbując sobie przypomnieć o czym myślałam. Ta moja pamięć... Zanim myśl do mnie wróciła zdążyłam dojść do domu. Przekręciłam klucz w zamku i doznałam olśnienia. Ta technika... Rzuciłam się do szafki, w której trzymałam (od rana) zwoje i zaczęłam szukać czegoś o czakrze błyskawicy. Po znalezieniu i przeczytaniu interesujących mnie informacji wiedziałam już, że zaplanowany na jutro trening przyda mi się bardziej niż planowałam.


                                                                     ... --^^-- ...

Minęły dwa tygodnie. Treningi manipulowania naturą czakry zaczęły już dawać efekty. Sensei nauczył mnie tworzyć elektryczne klony, które raziły prądem gdy przeciwnik na nie wpadł. Nie były jednak zbyt stabilne i nie mogły wytrzymać dłużej niż parę minut.
Szłam ulicą w stronę domu jak zwykle rozmyślając.
- Uwaga! - usłyszałam nagle i ledwo zdążyłam odskoczyć, bo Naruto przebiegł obok mnie bardzo szybko.
- Co się...- powiedziałam raczej do siebie, ale urwałam, ponieważ przede mną przeleciało "coś", a raczej ktoś różowy. Ciekawe czym on ją tak wkurzył... Złożyłam pieczęcie i zaczęłam ich gonić korzystając z przyspieszenia jakie dawało mi Puropati no Kaze. Po chwili dogoniłam blondyna.
- Co ty jej zrobiłeś idioto?!
- Nic.
- Prawdziwą wersję poproszę, to może ci pomogę.
- Celowo nic nie zrobiłem! Tylko niechcący oblałem ją trochę wodą... - Obróciłam się na sekundę i zauważyłam, że różowo włosa jest cała mokra.
- To musiało być spore "trochę". Co ty, pożar chciałeś zgasić?
- Pomagasz czy nie?!
- Argumenty.
- Och, no weź! - udałam, że zwalniam i chcę iść gdzie indziej. - No dobra, dobra. Czego chcesz?
- Nic, tylko argumenty. Szczególnie chodzi mi o jeden.
- Och, nie wykorzystuj sytuacji, żeby grać ze mną w jakieś głupie gry!
- Jakie gry? - zrobiłam minę niewiniątka.
- TE GRY!!!
-...Chyba cię dogania... - powiedziałam z "troską" w głosie.
- No, ale ja nie wiem o jaki argument ci chodzi! - ten idiota na prawdę nie wie o co mi chodzi? Kazać spoko, ale poprosić już nie łaska? Z kim ja na co dzień pracuję... W tym momencie naprawdę miałam ochotę odwrócić się i odejść.
- Ja stąd idę.
- Nie, no proszę! - no nareszcie!
- Ok. Złapałam go za bluzę i pociągnęłam przez najbliższy budynek jednocześnie aktywując ukrycie. Byłoby ciekawie gdyby ludzie, którzy tam byli zobaczyli nagle dwie osoby przechodzące przez ściany. Po chwili byliśmy na drugim końcu wioski.
- Nie ma za co, ja już lecę. - rzuciłam zanim mi podziękował. Dalej musiał ukrywać się sam. Ja miałam coś ważnego do zrobienia w domu... tylko co to było? Skoro o tym zapomniałam, pewnie nie było aż takie ważne. Nie zapominam o ważnych rzeczach... na ogół. Skierowałam się w stronę ulicy na której mieszkałam, ale miałam pecha, bo po drodze trafiłam na Sakurę.
- Gdzie jest ten idiota?!
- Ale w sensie, że kto?
- Nie udawaj, pomogłaś mu uciec!
- Ale... - myśl Tenshi, myśl - przemoc w drużynie nie popłaca. - zrobiłam minę szczeniaczka i przechyliłam głowę lekko na bok.
- Gdzie. On. JEST?! - różowo włosa robiła się coraz bardziej wściekła. W tym stanie mogłaby rozwalić jakiś budynek.
- Nie wiem. - minęłam ją jakbym w ogóle nie była zamieszana w tę sprawę. Lepiej się stąd w miarę szybko ulotnić.
- No weź, przyjaciółce nie pomożesz? - teraz to ona zaczęła grać na litość. Zbity pies w jej oczach nie miał jednak ze mną szans.
- Nie, muszę posprzątać mieszkanie, pa. - oby w to uwierzyła...
- Jesteś okropna!
- Spójrz na to z innej strony. Następnym razem pomogę tobie, a nie jemu.
- Jeśli będzie następny raz.
- A myślisz, że on cię już nigdy nie wkurzy?
- Nie...
- No to pa! - poszłam szybkim krokiem do domu. Przez ten ich pościg straciłam sporo czasu.
Gdy doszłam wreszcie do domu, przypomniałam sobie to, co miałam zrobić. Chodziło o porządny trening. Przecież za niecałe dwa tygodnie egzaminy!


Neko przeprasza potwornie, strasznie bardzo, ale tak jak przewidziała rozdział "trochę" się spóźnił. Ale w tym miesiącu ( i w poprzednim ) miałam strasznie dużo ważnych rzeczy do roboty i się nie wyrobiłam z napisaniem, potem zgubiłam "wenowy zeszyt" i takie tam rzeczy, które geniusze takie jak ja robią dość często. No, ale Neko przeprasza i uroczyście przysięga, że już dziś zabierze się za następny rozdział... Ale do 20 na pewno nie zdążę, więc od razu przepraszam za kolejne opóźnienie. 

niedziela, 8 września 2013

Ogłoszenia parafialne =(*.*)=

Mam aktualnie kilka problemoów z blogiem, (piszeę z komoórki, wieęc przepraszam za blłeędy) moôj komp strajkuje i nie do konńca mam warunki do pisania kolejnego rozdzialłu. Dodatkowo szkolła raczej weny nie przyciaąga... Postaram sieę napisacć nasteępny rozdzialik na czas, ale nie obiecujeę. A, jeszcze jedno. Proszeę o szczere komentarze do obecnych notek. Chyba juzż to kiedysś moówilłam, ale to serio dodaje weny i cheęci.Ogromne dzieęki za czytanie i przepraszam za zwlłokeę.   Neko<3

piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział II


- Nie mogę uwierzyć, że minął już prawie cały rok szkolny, a ty?
- Taa... Za parę dni egzamin... Trzeba będzie ćwiczyć...
- A jak już mówimy o ćwiczeniach, jak ci idzie praca nad tym jutsu obronnym? Jakieś postępy?
- Trochę, ale muszę jeszcze nad nim popracować. Mam nadzieję, że niedługo Fuuhasan się ujawni i pójdzie mi lepiej... Może skończmy już gadać, bo coś tak czuję, że sensei zaraz nas zapyta...
- Raczej nie. Wyglądamy jakbyśmy słuchali, co mówi.
- Niby racja, ale wolę nie ryzykować...
- Uuu, wzolowa ucennica boi się, ze zostanie za kale po lekciach?
- A cy pewien idiota nie boi się, ze jak go spiolę, to będzie bez zębów i caly zaklwawiony ?!?
- Możliwe, że któryś tak, ale ja nie, ponieważ NIE JESTEM IDIOTĄ!!!
- Nie wrzeszcz, przecież słyszę... - z telepatycznej rozmowy wyrwał nas głos nauczyciela.
- Dobrze, zanim skończymy pragnę przypomnieć, że egzamin jest w poniedziałek o ósmej rano. Radzę wam wszystko powtórzyć. Możecie wyjść. - wszyscy opuścili klasę dystyngowanie i kulturalnie przepychając się do drzwi... Biegłam ulicami w stronę pola treningowego.- Dziś na pewno opanuję tę technikę! Nic mnie nie powstrzyma! - ta myśl towarzyszyła mi przez te kilka minut drogi. Na miejscu wyjęłam zwoje i po raz kolejny przeczytałam jeden z nich. "...Fuuhasan ujawnia się najczęściej między 11 a 12 rokiem życia. Najłatwiej odkryć je w czasie treningu..." - ten krótki urywek znałam już na pamięć. Codziennie ciężko trenowałam, by Fuuhasan wreszcie dało jakiś znak swojego istnienia, ale niestety moje kekkei genkai nie raczyło jak na razie pofatygować się tak jak ja...
Zaczęłam od treningu Ostrzy i ćwiczyłam ich szybkość i celność. Po godzinie treningu mojego podstawowego ataku zabrałam się do próby opanowania jutsu obronnego. Miałam już jego pełną wizję. Wiedziałam wszystko o swoim kekkei genkai i widziałam jak wykorzystać tę wiedzę. Jak zwykle wszystko już zaplanowałam. Możliwości nowej techniki, te pewne i te pod znakiem zapytania. Kanashimi było dopięte na przedostatni guzik. Brakowało mu tylko kontroli nad samymi "umiejętnościami" wiatru... Skupiłam się najbardziej jak mogłam... - Jestem powietrzem, nic mnie nie dostrzeże, nic nie zrani, nikt nie wyczuje mojej obecności... Jestem wiatrem, unoszę się nad ziemią, widzę wszystko dokładnie, daleko... - powtórzyłam tak do siebie w myślach kilka razy, a potem rozkazałam Fuuhasan się aktywować. Poczułam się dziwnie... inaczej... Otworzyłam oczy i zobaczyłam wszystko tak wyraźnie, że na początku aż zakręciło mi się w głowie. Widziałam jakby normalnie, ale jednocześnie widziałam wszystko w zasięgu jakiś 6-7 kilometrów nie tracąc ani kawałka obrazu przed sobą. Po prostu "wiedziałam", co gdzie jest, w którym miejscu spadł z drzewa liść, gdzie powiał wiatr...
- Fuuhasan... - powiedziałam szeptem sama do siebie... Więc tak działa, super... Teraz moja technika na pewno mi wyjdzie... Złożyłam pieczęcie i błagałam w myślach moje kekkei genkai, by udało mi się wreszcie opanować tą technikę... Pracowałam nad nią tak długo, musi się udać! Ok, teraz zostaje sprawdzenie tego. Spróbowałam przejść przez najbliższe drzewo. Udało się, moja technika działa! Teraz trzeba jeszcze sprawdzić inne rzeczy, ale do tego potrzebna jest druga osoba... Dezaktywowałam technikę i pobiegłam najszybciej jak mogłam do domu Naruto.
Zapukałam dość głośno i czekałam aż blondyn mi otworzy. Na szczęście nie trwało to zbyt długo.
- Chyba opanowałam te technikę obronną! Musisz mi pomóc ją sprawdzić! Szybko. chodź! - zachowywałam się prawie tak jak on, muszę się uspokoić.
- Ok. Eee, Tenshi... co z twoimi oczami? - spytał lekko skołowany.
- A, no tak! Aktywowałam wreszcie moje kekkei genkai, dlatego tamta technika mi wyszła, coś z nimi nie tak? - muszę przestać tak szybko gadać, sama prawie nie rozumiem co mówię.
- Nie... Tylko wyglądają... inaczej. Są czarne, a w środku fioletowe.
- Aha, to musi dziwnie wyglądać... - już miałam dezaktywować Fuuhasan, gdy zobaczyłam coś dziwnego. Jakąś... energię. Skupiłam się na niej, by zobaczyć co ją tworzy. Znalazłam się w dziwnym pomieszczeniu. Było w nim ciemno, stały przeogromne kraty... Ciekawe co tam jest .... Już miałam tam podejść, gdy nagle otworzyło się za nimi wielkie, czerwone oko.
- Tenshi, słyszysz mnie? - ocknęłam się, znów stałam przed drzwiami mieszkania Naruto.
- Zamyśliłam się, coś mówiłeś? - pewnie to był jakiś "wymysł" Fuuhasan. Z resztą nieważne, muszę sprawdzić wreszcie Kanashimi.
- Nie, ale widać było, że nie słuchasz. Chcesz sprawdzić to swoje jutsu czy nie?
- Chcę, chcę... Chodź. - udaliśmy się na pole treningowe na którym ja i mój geniusz zostawiliśmy kilka zwojów. Na szczęście wszystko było na miejscu.
- To pokaż tą technikę! - zawołał blondyn. Złożyłam pieczęcie aktywując technikę. - I co? Już? - najwyraźniej go rozczarowałam.
- Tak, już.
- No, to przykro mi bardzo, ale twoja technika jest do niczego, bo nic się nie stało.
- Jak ci się wydaje taka beznadziejna, to może mała walka treningowa? - jestem ciekawa jak ta technika sprawdzi się w praktyce i jak Naruto zareaguje, gdy zobaczy, że jednak działa.
- Ok, ale nie masz ze mną szans. - jest zbyt pewny siebie, jak zwykle...
- Nigdy nie lekceważ przeciwnika, zwłaszcza gdy jestem nim ja. - moja technika obronna była już aktywowana, wystarczyło sprawdzić na co ją stać. Walka się zaczęła. Odbiłam się od ziemi, by uniknąć kilku kunaiów lecących w moją stronę. Ku mojemu zdziwieniu nie spadłam na dół. Szybowałam przez chwilę w powietrzu, bardzo wolno opadając, a Naruto gapił się na mnie z rozdziawioną gębą. Rzuciłam w jego stronę kilka ostrzy, ale zrobił unik, odbił się od drzewa i wymierzył mi cios pięścią. Wyraz jego twarzy był niezastąpiony gdy przeze mnie przeszedł i  o mało nie zderzył się z gałęzią. Prawdę mówiąc poczułam jak niewidzialna tarcza lekko popękała od uderzenia, ale to była przecież pierwsza próba, wiedziałam, że kiedyś  to dopracuję i nawet silne jutsu nie będą mi groźne! Moja technika spełniła już prawie wszystkie moje oczekiwania. Jeszcze tylko jedno... Skupiłam się na niej myśląc znów o wietrze, o tym, że jest nieuchwytny i niewidoczny. Naruto zaczął rozglądać się na wszystkie strony. Udało się! Nie widział mnie! Po chwili jednak chyba mój kamuflaż znikł, ponieważ blondyn zaatakował mnie kunaiami. Walczyliśmy jeszcze kilka minut, a potem uznaliśmy, że jest remis.
- Dzięki za trening, pa!- krzyknęłam i pobiegłam w stronę swojego mieszkania. W poniedziałek egzamin. Ciekawe jak mi pójdzie, do jakiej drużyny mnie przydzielą... Nareszcie zacznie się życie ninja, misje... Doszłam wreszcie do mojego domu, zjadłam obiad i zaczęłam szukać zwojów, których do tej pory nie mogłam otworzyć, ponieważ nie aktywowałam wtedy Fuuhasan. Był tam opis pewnej bardzo ciekawej niedokończonej techniki. Może uda mi się ją jakoś dopracować... Było też kilka zwojów z opisami historii mojego klanu. Czytając je nawet nie wiem kiedy zasnęłam...


                                                                      ... --^^-- ...

Drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!, Bum!, Puk, puk! (wiem, że to brzmi idiotycznie, ale cóż...- dop.)  - budzik, ściana... pukanie? Wstałam i uchyliłam drzwi. Za nimi stał Naruto.
- Ohayo, Tenshi! Idziemy?...Dlaczego jeszcze jesteś w piżamie?
- Dopiero wstałam... Już tam idziesz? Dopiero w pół do ósmej...
- No właśnie! W PÓŁ DO ÓSMEJ! Na ósmą egzamin. Zaspałaś czy co?
- Nie wrzeszcz tak... Nie, nie zaspałam.
- Późno wstajesz...
- Nie twoja sprawa, a tak w ogóle to co tu robisz?
- Nic, tak sobie przyszedłem, mogę wejść?
- Nie. - zamknęłam mu drzwi przed nosem i poszłam się przygotować. Z rana moje dobre wychowanie nie było zbyt skore do rozmowy... Za 10 byłam już gotowa, wyszłam z mieszkania i poszłam w kierunku akademii. Na miejscu byli już prawie wszyscy, Naruto też. Chyba już się nie gniewał, że nie dałam mu wejść. W sumie mógł się tego spodziewać. Z samego rana wbił mi do domu i myśli, że dostanie herbatę i ciastka? Uśmiechnęłam się lekko wyobrażając sobie, co by było jakbym upiekła jakieś ciastka i jakby ktoś je zjadł... Już dawno doszłam do wniosku, że mogę je produkować masowo jako broń. Super ciastka - mega twarde, nadające się do rzucania jak shurikenami, trujące i prawdopodobnie toksyczne!( Nie czekaj! Zadzwoń w tej chwili a otrzymasz także oryginalną foremkę za darmo! Dzwoń teraz: 123 456 789! - dop.) Nic, tylko częstować... Z rozmyślania wyrwał mnie głos Iruki-sensei'a.
- Zaczynamy egzamin! Gdy zostanie wyczytane wasze imię i nazwisko, macie wejść do tamtej sali na egzamin. Życzę wszystkim powodzenia!
Zaczęło się wyczytywanie nazwisk. Powoli grupa stojąca przed salą zaczęła się zmniejszać, a każda z osób wychodzących trzymała w ręce ochraniacz ze znakiem Konohy...
- Kurohane Tenshi! - rozległ się głos, a ja weszłam do sali. Siedziało tam kilku nauczycieli. Kazali mi wykonać technikę replikacji. Złożyłam pieczęcie, a obok mnie pojawiły się 3 hologramy. Zadali mi jeszcze kilka podstawowych pytań.
- Zdałaś. - powiedział sensei. - Masz się tu stawić o 16. Weź swój ochraniacz i możesz iść.
Wyszłam z akademii z ochraniaczem w dłoni i skierowałam się od razu w stronę mojego mieszkania. Weszłam, wzięłam zwoje, których wczoraj nie zdążyłam przeczytać i zanurzyłam się w "pełnej akcji, ciekawej i zaskakującej" historii klanu Kurohane i Fuuhasan. Przez tę właśnie fascynującą treść wczoraj zasnęłam... Gdy skończyłam czytać było już po 15. Wyszłam z domu i kierowałam się znów w stronę szkoły. Gdy weszłam do sali było już tam sporo osób. Usiadłam na jednym z wolnych miejsc i czekałam z niecierpliwością na "wyrok". Kiedy wszyscy się zjawili, sensei zaczął czytać skład drużyn.
- Jako, że mamy w klasie 35 osób, będą dwie czteroosobowe drużyny. Drużyna Pierwsza:...,... Druga:..., ... Szósta:..., Drużyna Siódma: Uzumaki Naruto, Haruno Sakura, Uchiha Sasuke, Kurohane Tenshi, waszym mistrzem będzie Hatake Kakashi. - nauczyciel czytał dalej, ale byłam zajęta patrzeniem jak Naruto wali głową w ławkę... Po kilku minutach, gdy wszyscy byli przydzieleni do drużyn podszedł do nas nasz nowy sensei i powiedział, że mamy się stawić jutro o 6 rano na polu treningowym. Wszyscy wyszli z budynku i uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy nie idę najpierw na trening, a potem do domu. Okazało się także, że członkowie mojej drużyny mają domy w tym samym kierunku, co ja.
- Dlaczego muszę być z nim w drużynie?
- Bo Iruka-sensei tak zdecydował?- Na szczęście mój dom jest już niedaleko i uwolnię się od tego narzekania.
- Zrobili to specjalnie!
- Nie tylko ty nie jesteś tym zachwycony.
- Ale czemu on!? - Już niedaleko...
- Już to mówili - równowaga sił, czy coś w tym stylu...
- Ale ja nie jestem on niego słabszy!
- No to powiedz to im, a nie mi.
- Ale...
- Zamkniesz się wreszcie? - Sakura, która szła przed nami odwróciła się i spojrzała na mnie jak na wariatkę.
- Telepatia to okropny ciężar, kiedy rozmawia się z takim idiotą... - przekazałam jej to w myślach z dwóch powodów: bo blondyn zacząłby się drzeć, że nie jest idiotą i żeby zobaczyć reakcję różowowłosej na mój głos w jej głowie.
- J-jak ty...? - haha.
- Magia. - rozłożyłam teatralnie ręce  i minęłam ją z uśmiechem. Miałam racje: mina Sakury była niezapomniana. Wyglądała jakby zobaczyła ducha, albo jeszcze coś gorszego.Wspaniałomyślnie się z niej nie nabijałam, niech zna moją łaskę. Szliśmy wszyscy dalej ulicami, gdy tylko doszłam do mojego mieszkania powiedziałam "cześć" i zniknęłam za drzwiami, reszta poszła dalej. Nie miałam nic do roboty więc wzięłam zwoje i poszłam trenować. Skoro już jako-tako opanowałam Fuuhasan, to mogłabym opanować jakąś nową technikę. Zdecydowałam się na tę zapisaną jako "niedopracowaną". Byłam ciekawa czemu tak napisali. Wszystko w jej opisie wyglądało na dopięte na ostatni guzik. Spojrzałam na kolejność pieczęci, a potem dość długo próbowałam ją wykonać. Trenowałam dwie, może trzy godziny, aż technika zaczęła mi wychodzić. Nie była taka znowu trudna. Jutro musiałam wcześniej wstać, więc wróciłam do domu.

                                                                      ... --^^-- ...
Wstałam tuż przed budzikiem. Kakashi-sensei powiedział żebyśmy nie jedli dziś śniadania, więc mój humor spadł o kolejny poziom. Oby to nie trwało zbyt długo, nie miałam ochoty na bieganie po polu treningowym o szóstej rano bez śniadania. Przygotowałam się, założyłam ochraniacz i wyszłam z domu. Na miejscu byli już wszyscy z drużyny oprócz sensei'a. Pojawił się dopiero pół godziny później.
- No, skoro już jesteście to zaczynajmy. Mam parę dzwoneczków. Ten kto nie zdobędzie jednego do południa - nie je śniadania, jasne?
Rozproszyliśmy się. Czekałam na odpowiedni moment, wykonałam Kanashimi i korzystając z paru minut niewidzialności podkradłam się do sensei'a. Jednak mój kamuflaż znikł w chwili dotknięcia dzwoneczka. Mistrz wymierzył mi cios pięścią, ale przeze mnie przeszła. Już miałam chwycić dzwoneczek, ale Kakashi-sensei odskoczył nagle daleko, ponieważ Naruto postanowił skorzystać z okazji i też zaatakował, tyle że "trafił" we mnie i wylądował w rzece.
- Idiota. Nie mogłeś trochę mniej przeszkadzać? - nie odpowiedział mi, był zbyt zajęty "walką" z sensei'em. Szybko znalazłam kryjówkę i zaczęłam obmyślać plan działania, gdy coś mi zaświtało.
- Sakura, może będziemy współpracować?
- Ok, to co robimy? Masz jakiś plan? - wytłumaczyłam jej moją strategię.Wystarczyło czekać...
- Teraz. - Sakura zaatakowała Kakashiego, a ja korzystając z zamieszania aktywowałam znów kamuflaż i zabrałam dwa dzwoneczki. - Mam. - Odskoczyłyśmy obie w krzaki. Dałam różowowłosej jej dzwoneczek i obserwowałyśmy chłopaków, którzy ciągle próbowali walczyć o śniadanie.
- Super, to co teraz? Czekamy te pół godziny i udajemy, że ich nie mamy, czy pomagamy chłopakom?
- Lepiej poczekajmy. Na razie nikt nie zauważył, że nam się udało, poradzą sobie.
Wybiła dwunasta. Sensei zawołał nas wszystkich na środek pola.
- Jesteście naprawdę do niczego. Tylko Sasuke zdobył dzwoneczek. Jesteście najgor... - nie dokończył, ponieważ Sakura i ja pokazałyśmy mu, że mamy dzwoneczki i że nawet nie zauważył naszej wygranej. - No, w takim razie tylko Naruto nie dostanie śniadania. Jutro mamy pierwszą misję. - dał nam śniadania i zniknął w smudze dymu.
- Kiedy wy je zdobyłyście? - blondyn gapił się na nas jakby widział nas pierwszy raz w życiu.
- Kiedy ty marnowałeś czas. Ja już idę, pa! - wzięłam swoje śniadanie i poszłam do domu...


Jak się czytało? Mam nadzieję, że teraz nie myliłam się z czasami, a przynajmniej nie aż tak bardzo. Długość chyba jest ok, nie? Dodałam dwa nowe obrazki do galerii. Co jakiś czas będę ją uaktualniać. Neko♥

sobota, 20 lipca 2013

Rozdział I

- Jestem spóźniona! - ta myśl obudziła mnie w 2 sekundy. Z niewiadomych przyczyn (albo z powodu ostatnich walnięć o ścianę) mój budzik nie raczył dziś zadzwonić. Spokojnie, może wstałam za wcześnie? Szybko spojrzałam na zegarek... 7:43 - SPÓŹNIĘ SIĘ PIERWSZEGO DNIA AKADEMII !!! Błyskawicznie wzięłam ubrania, przygotowałam się, śniadania nie zjadłam. Biegłam ulicami Konohy w stronę budynku akademii. Miałam jeszcze 4 minuty więc udało mi się zdążyć. Weszłam do klasy - wszyscy już siedzieli. Nie zastanawiając się powiedziałam  cicho Konnichiwa nauczycielowi, który wszedł sekundę przede mną i ruszyłam w stronę wolnego miejsca na końcu klasy. Miałam swój plan: podejść do pierwszego lepszego miejsca, usiąść i uczyć się normalnie, bez wygłupów tak, by nikt mnie nie zauważył.
- Poczekaj, podejdź tu. - moje plany raczej niebyły dziś na tyle łaskawe by się spełnić. Podeszłam do nauczyciela i stanęłam przed klasą. - To jest nowa uczennica. Przywitaj się z uczniami. - jasne, jedyne czego mi brakowało to publiczne wystąpienia...
- Konnichiwa, nazywam się Kurohane Tenshi. - powiedziałam to i odwróciłam się do nauczyciela.
- Dobrze, obok Hinaty jest wolne miejsce. Usiądź tam.
- Hai. - usiadłam na wyznaczonym miejscu obok dziewczyny z granatowymi włosami i białymi oczami. Teraz mogłam przyjrzeć się klasie. Paru chłopaków: jeden w kapturze, jeden śpi, jeden ma psa na głowie?, Naruto, jeden jadł chipsy. Większość dziewczyn patrzyła maślanym wzrokiem na ważniaka z pola treningowego. Nie wiem, jak ktoś taki może się komukolwiek podobać. Sensei sprawdził obecność, więc dowiedziałam się jak nazywa się większość klasy.
- Dobrze, zacznijmy lekcję! Dziś pokażecie czy nie zapomnieliście jak się składa pieczęcie. - nauczyciel zaczął pytać na wyrywki i kazał pokazywać. Doszło do mnie - pieczęć tygrysa- złożyłam poprawnie i z powrotem usiadłam na swoim miejscu. Następna lekcja miała zacząć się za chwilę.
- Ohayo, Tenshi! - radosny okrzyk Naruto omal nie wywołał u mnie zawału. - Nie wiedziałem, że będziesz w naszej klasie! Myślałem, że jesteś młodsza, bo mówiłaś, że pierwszy raz idziesz do akademii! Na następnej lekcji będą zwoje, wiesz? A ty chciałaś się tego nauczyć nie? - potok zdań prawie doprowadził mnie do szału, ale moje niemal żelazne nerwy były dziś wyjątkowo mocne.
- Fajnie...
- Tylko tyle powiesz? Masz jakiś tajemniczy zwój i "fajnie" ? Trochę więcej zaangażowania!
- Ja mam za mało, a ty najwyraźniej za dużo. W końcu to mój zwój i moje zaangażowanie to moja sprawa.- tak naprawdę w środku szalałam, ale trzeba zachować twarz... pierwszego dnia szkoły.
- No weź! Chodź, bo się lekcja się zaczyna...
- Dobrze, zaczynamy! Nauczymy się teraz czegoś bardzo przydatnego. Mówię o pieczętowaniu i odpieczętowywaniu zwojów. Niech każdy z was weźmie zwój z mojego biurka i wyciągnie kunai.
Zapieczętujecie go, a potem odpieczętujecie, zrozumiano? No, teraz pokaże jak to się robi. Pokazuję RAZ, a potem żadnych pytań. - Sensei pokazał nam trzykrotnie "jeden raz", a potem wszyscy zaczęli pytać go o wszystko.
Hinacie się udało, ale mnie szło trochę gorzej. Po 15 minutach jednak zdałam sobie sprawę, co robiłam źle i udało mi się to wreszcie. Kilka osób siłowało się z tym jeszcze przez chwilę, a potem przeszliśmy do nauki różnych nieciekawych rzeczy.
- W domach macie ćwiczyć pieczętowanie i rzucanie kunaiami! - zawołał sensei, ale chyba nikt go nie usłyszał, ponieważ wszyscy pobiegli do domów.
- Do widzenia Iruka-sensei! - zawołałam i pobiegłam pędem do domu. Mój zwój czeka! Wbiegłam do mieszkania, wzięłam go i odpieczętowałam. Ukazało się kilka zwojów i list. Otworzyłam go - chwila prawdy...  

Tenshi, jeśli czytasz ten list znaczy, że przypuszczenia moje i twojego dziadka się sprawdziły i że jesteś ostatnią z naszego klanu. Nasz klan jest jednym z najstarszych, lecz jest mało znany. Jesteśmy jednak, a raczej byliśmy jednymi z najsilniejszych. Nasze Kekkei Genkai jest potężne, w pewnym sensie podobne do Byakugana. Fuuhasan pozwoliło naszym przodkom mistrzowsko opanować wiatr. Stworzyć nowe techniki... Jednak rzadko było ono...wykorzystywane w odpowiedni sposób, prawdziwe talenty ukazywały się jeszcze rzadziej  Ostatnim posiadającym Fuuhasan w naszej rodzinie był twój dziadek. Niektórzy z użytkowników Fuuhasan mieli także dodatkowe umiejętności... niekiedy bardzo przydatne i potężne. Twój dziadek widział prześwity przyszłości. Przewidział, że nasz klan zostanie zaatakowany i że odkryjesz w sobie Fuuhasan i będziesz bardzo silna... Mam nadzieję, że odkryjesz nowe techniki, bardzo potężne techniki, a jeśli połączysz je ze swoją drugą naturą chakry możesz stać się potężniejsza niż ktokolwiek z nas był w stanie. W tych zwojach są zapisane, techniki które nasz klan opanował przez te wszystkie lata. Jest w nich też opisane wszystko co powinnaś wiedzieć o swoim kekkei genkai. W ostatnim zapieczętowana jest katana... Nie jakaś zwykła - to katana naszego klanu. Przewodzi chakrę, ale tylko użytkowników Fuuhasan. Nasz klan specjalizuje się w walce na dystans, ale gdy będziesz musiała walczyć w kontakcie - użyj jej. Wieżę, że będziesz silną kunoichi... Trzymaj się aniołku. Kocham cię.

                                                                                                                              Mama

Oczy zaszły mi łzami... Wróciły wspomnienia zablokowane przez strach. Te dobre i te złe...  Wszystkie...  
- Nie martw się mamo, stanę się silna i będziesz ze mnie dumna! - zrobię to, choćbym miała nigdy nie przestać trenować! Otworzyłam pierwszy zwój: "Fuuhasan". Znalazłam tam szczegółowe opisy kekkei genkai mojego klanu i jego największe osiągnięcia. Podobieństwo do Byakugana polega na tym, że z aktywowanym doujutsu widzi się bardzo dokładnie i daleko. Sam Fuuhasan jak tu ujęto jest: "Władzą absolutną nad wiatrem". Co mam teraz zrobić? Sama mogę nie dać sobie rady... Pójść do Hokage? Może był to dobry pomysł, ale jeśli kazałby mi oddać zwoje, lub uznał, że nie powinnam się uczyć technik mojego klanu? Albo, co gorsza zdecydowałby, że klan powinien zniknąć raz na zawsze i mnie zabije? Nie, Hokage-sama jest dobry. Pozwolił mi zamieszkać w tej wiosce i uczyć się na kunoichi. Postanowiłam, że pójdę do niego i zapytam o radę. Zapieczętowałam z powrotem wszystko i ruszyłam do gabinetu Hokage. Szłam ulicami wioski, ale gdy byłam w połowie drogi, usłyszałam:
- Tenshi-chan, czekaj! - "Tenshi-chan", nie no jeszcze czego! Ja tu mam ważną sprawę, a on nie dość, że mi przeszkadza, to jeszcze woła na mnie "Tenshi-chan". Ciekawiło mnie czego chciał. - Gdzie idziesz Tenshi-chan?
- Po pierwsze: nie mów do mnie Tenshi-chan. Idę do Hokage, mam ważną sprawę.
- Ok, ok, ale odpieczętowałaś swój zwój? Co w nim jest? I po co idziesz do Hokage? Te dwie rzeczy się łączą? Powiedz! - potok pytań porwał mnie do morza odpowiedzi...
- Tak, odpieczętowałam, jest w nim kilka zwojów - o liście mu nie powiedziałam, byłby pewnie w stanie zadać jeszcze więcej pytań, na które nie miałam teraz czasu. - A do Hokage idę właśnie w sprawie tych zwojów... Śpieszę się, do zobaczenia później. - zaczęłam iść w stronę gabinetu Hokage, ale za sobą usłyszałam zdanie, którego mogłam się spodziewać.
- Czekaj, idę z tobą! - zawołał entuzjastycznie blondyn, nie mogłam zrobić nic innego jak tylko się zgodzić.
- No dobrze...
Puk, Puk...
- Proszę wejść. O, w jakiej sprawie przychodzicie dzieci? - Hokage uśmiechnął się do nas, miły facet.
- Hokage-sama, ja mam kilka ciekawych zwojów. One.. dotyczą mojego klanu i kekkei genkai. Ja... nie wiem co mam z zrobić, boję się, że sama nie dam rady go opanować. Ja wiem, że Hokage-sama ma ważniejsze sprawy, ale chciałam się zapytać o radę i... - tłumaczyłabym się pewnie jeszcze przez chwilę, ale Hokage mi przerwał.
- Poczekaj, po kolei. Pokaż te zwoje. Chciałbym je zobaczyć. - Podeszłam do jego biurka, wyjęłam zwój i chciałam odpieczętować,  ale zdenerwowanie sprawiało, że mi nie szło. Za trzecim razem się udało. Podałam Hokage zwoje i list. Przeczytał go i najwyraźniej zdziwiony powiedział.
- Fuuhasan? Więc jesteś jedną z nich, Ciekawe... W tych zwojach są pewnie techniki twojego klanu... Wiedziałem, że zabito cały twój klan i zniszczono wioskę, ale nie wiedziałem, że był to klan użytkowników Fuuhasan... Powinnaś opanować te techniki, napisane jest też, że połączysz wiatr ze swoją drugą naturą chakry, więc powinnaś ją odkryć... I oczywiście odkryć samo Fuuhasan... Na razie spróbuj nauczyć się kilku tych technik, wtedy twoje kekkei genkai powinno się ujawnić... Chciałabyś teraz sprawdzić swoją drugą naturę chakry? Weź tę kartkę pomiędzy dwa palce: o tak. To specjalny papier, skondensuj chakrę w papierze.- wzięłam kartkę i zrobiłam, co kazał Hokage-sama. Z kartką na początku nic się nie stało, może źle coś robię? W końcu podstaw kontroli nad czakrą uczył mnie Naruto, a on chyba nie jest najlepszy w szkole... Spróbowałam jeszcze raz. Tym razem kartka zmięła się. Pomyślałam, że coś poszło nie tak, ale Hokage mnie uspokoił.
- Więc twoją drugą naturą jest błyskawica... Dobrze, wracaj teraz do domu i spróbuj pouczyć się tych technik Tenshi.
-Arigatou, do widzenia.- otworzyłam drzwi, żeby wyjść z jego gabinetu, gdy nagle na podłodze wylądował Naruto. Podsłuchiwał, no jasne, w końcu od początku był ciekawy, o czym chcę rozmawiać z Hokage, a gdy powiedziałam mu, że wejdę sama trochę się obraził. W sumie cieszyłam się, że tu przyszedł, inaczej mogłabym w ostatnim momencie stchórzyć, jednak podsłuchiwanie było przesadą. Teraz idiotycznie się wyszczerzył, pozbierał się z podłogi i zwiał. Poszłam go poszukać, może nie był za dobrym nauczycielem, ale mógł mi pomóc w opanowaniu tych technik, no i chyba biliśmy już trochę przyjaciółmi. - Jak znajdę tego idiotę, to najpierw przywalę mu za podsłuchiwanie, a potem poproszę  o pomoc- pomyślałam, 5 sekund potem usłyszałam za sobą:
- Kogo nazywasz idiotą !? - usłyszał mnie? Przecież tylko to pomyślałam... Dziwne...
- Ale ja to tylko pomyślałam... Jak to usłyszałeś?
- Przecież normalnie to powiedziałaś, nie wmówisz mi, że to była jakaś telepatia! - chwilę się nad tym zastanawiałam. Niezła teoria, biorąc pod uwagę te "dodatkowe talenty", o których pisała mama ... Może mój to telepatia? Skoro dziadek widział przyszłość, to może ja mogłam gadać w myślach z kimś więcej niż tylko z sobą...
- Fajnie... Może to na serio telepatia... Spróbuje cię o coś zapytać, a ty mi odpowiesz, ok? - mój entuzjazm wzrósł - Naruto - mistrzu podniety, bądź ze mnie dumny!
- No dobra...
- Pomożesz mi w treningu? - krótkie, proste zdanie. W dodatku na prawdę przydałaby mi się jego pomoc.
- Oki, spoko... Fajna ta telepatia, można by rozmawiać na lekcjach!
- Znaczy, że działa. Chodź, pomożesz mi. - super, ale z drugiej strony teraz może zadawać mi pytania na odległość... ale wszystko musi mieć jakieś minusy...
- Dobra, chodźmy. Ścigamy się na pole treningowe! - zawołał blondyn. Myślał, że będzie pierwszy? Niedoczekanie! - Trzy, dwa, jeden, START ! - wrzasnął i wystartował. Dogoniłam go i na polu treningowym byłam sekundę wcześniej.
- Całkiem szybka jesteś.
- Ty też. Chodź, pomóż mi wybrać jakąś łatwą technikę.
- Ok, może ta? - pokazał mi zwój opisujący wykonanie techniki.
- Wietrzne Ostrza? Oki, spróbuję... - to zdanie towarzyszyło mi przez około tydzień treningów, ale opłaciło się. Po wielu nieudanych próbach w końcu zaczęło mi wychodzić. Złożyłam pieczęcie i wbrew mojemu  wyobrażeniu tej techniki,  nie "strzeliłam" wiatrem, ale stworzyłam przezroczyste, puste, lekko lśniące na srebrno ostrza. Wisiały wokół mnie jakby czekając na komendę. Machnęłam ręką w stronę najbliższej tarczy, a one pomknęły do niej z zawrotną szybkością. Wbiło się 14. Jeden chybił. Tak bardzo chciałam trafić wszystkimi... Gdy to pomyślałam zawrócił i trafił. To znaczy, że te ostrza nie są jak zwykłe kunaie i shurikeny... Mogę nimi dowolnie sterować, nieźle...to podobno najbardziej podstawowa technika mojego klanu. Ciekawe jak mi pójdzie nauka reszty...
- Tenshi, to było niesamowite! - głos Naruto wyrwał mnie z zamyślenia. - Zrób to jeszcze raz! Teraz do ruchomego celu!
- Ruchomego?
- No, wezmę tarczę i będę biegł, a ty trafisz, ok?
- Ale mogę cię trafić...
- Masz takiego cela, że nie trafisz. - że, co? Teraz się doigrał!
- Tak? A może darujemy sobie tarcze i będę rzucać w ciebie, co? - nerwy, wytrzymajcie jeszcze chwilę, bo zamkną mnie za zabójstwo z wyjątkowym okrucieństwem.
- Ok, ok, w ogóle się na żartach nie znasz. Dajesz. - zdjął tarczę z drzewa i zaczął szybko biec i wysoko skakać. Złożyłam pieczęcie i skierowałam w niego ostrza. Popędziły ze wszystkich stron odcinając mu drogę ucieczki i wszystkie trafiły w tarczę przebijając ją na wylot. Zapewne z powodu prędkości. Naruto ledwo zdążył odskoczyć.
- CO TO MIAŁO BYĆ?! O MAŁO MNIE NIE TRAFIŁAŚ!!!
- Sam się prosiłeś. Trzeba mnie było mnie prowokować. - nie była to do końca prawda, nie wiedziałam, że te ostrza mają taką siłę, ale niech wie, że lepiej ze mną nie zadzierać.
- Przecież mówiłem, że to żart. No, ale to było niezłe, masz następną technikę!
- Dziś sobie darujmy, ok? Jest już późno... Pa. - odpowiedział mi machnięciem ręki. Gdy wróciłam do domu byłam skonana. To był chyba najdłuższy dzień w moim życiu. Ale trening się opłacił! Przynajmniej nie mogłam narzekać na nudę... Myśląc o dzisiejszym dniu rzuciłam się na łóżko i zasnęłam... 
                                                                  ... --^^-- ...
- Drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!, Trzask!, Aaaaa.... - budzik zadzwonił, walnął w ścianę, a ja leniwie się przeciągnęłam... Trzeba było wstawać, akademia czekała... Przygotowałam się, zjadłam śniadanie, spakowałam potrzebne rzeczy i wyszłam z mieszkania. Pogoda nie mogłaby być bardziej odpowiednia na długi dzień nauki - pochmurno, trochę szaro, ale słońce co chwila błyskało zza swojej kołdry. Jakieś 5 minut drogi od akademii usłyszałam znajome darcie mordy.
- Hej, Tenshi! To co? Będziemy dziś opanowywać nowe techniki? - blondyn wyłonił się znikąd i o mało nie przyprawił mnie o zawał... znowu... muszę się do tego wreszcie przyzwyczaić...
- Chyba tak. - szliśmy dalej i weszliśmy do klasy kilka minut przed rozpoczęciem lekcji. Usiadłam na swoim miejscu. Hinata bazgrała coś w zeszycie.
- Co robisz? - zajrzałam przez jej ramię, ale nie udało mi się zobaczyć zawartości kartki, ponieważ dziewczyna szybko zamknęła zeszyt.
- Nic. Tak sobie rysowałam... - powiedziała to tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.
- Aha, tak w ogóle to jestem Tenshi, ty jesteś Hinata, tak? - wypada się przedstawić... po tygodniu siedzenia razem w ławce.
- Tak... Lekcja zaraz się zacznie, lepiej wyjmij zwój. Iruka-sensei będzie sprawdzał, czy pamiętamy jak się go odpieczętowuje... - wyjęłam zwój. Sensei wszedł do klasy i zaczął sprawdzać naszą pamięć.
- Dobrze dzieci, teraz pójdziemy na pole treningowe. Poćwiczycie rzucanie kunaiami i shurikenami.
Na miejscu ciężko trenowaliśmy. Dla mnie nie była to jakaś konkretna porażka, ale mogło mi pójść trochę lepiej.
- Kuso... - po raz kolejny nie trafiłam. Już miałam rzucić kolejny, ale usłyszałam za plecami komentarz Uchihy.
- Idzie ci tak samo jak wtedy na polu treningowym. - nerwy, błagam wytrzymajcie i nie pozwólcie mi go uderzyć...
- To owoc twojej pomocy. - uśmiechnęłam się do niego szerokim, ironicznym, pełnym sarkazmu uśmiechem. Brak wymówek jest w tym wypadku najlepszym wyjściem.
- Nie mam czasu uczyć nowicjuszy. A na beztalencia takie jak ty nie poświęcam go w ogóle. - zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy lepiej wytrzymać jego uwagi, czy może mu przywalić i dostać jakąś karę...
- To może się zmierzymy, co? Chętnie ci dowalę. - rozwiązanie pomiędzy, choć raczej niezbyt rozsądne... Oprócz Ostrzy wiatru nam przecież tylko podstawowe jutsu... Chociaż z drugiej strony, co on może umieć?
- Nie będę marnował chakry na pokazanie ci, kto jest lepszy. Nie chcę ci też zrobić obciachu. - jakiż on wspaniałomyślny!
- Przyznaj, po prostu boisz się, że przegrasz. A teraz wybacz mi, muszę dalej trenować. - posłałam mu kolejny pełen jadu uśmiech i poszłam pozbierać swoje kunaie. W sumie to cieszyłam się, że nie doszło do pojedynku. Nie chciałam z nim przegrać na oczach klasy. Nie, żebym czuła się słabsza, po prostu przy równych szansach wszystko jest możliwe...
Kolejne lekcje dotyczyły chakry. Zaraz po nich pognałam do domu. Miałam kilka zwojów do przeczytania.
Położyłam się na łóżku i wzięłam zwój o Ostrzach wiatru: Ostrza wiatru są podstawowym jutsu klanu Kurohane, jednak nie czyni ich to słabymi. Kilku bardziej doświadczonych ninja naszego klanu przeniosło jednak tę technikę na wyższy poziom łącząc ją ze swoim drugim żywiołem chakry. Efektem tego były Ostrza Powietrznych Płomieni - połączenie ich z naturą ognia. Potrafiły one parzyć przy cięciu oraz działały jak kwas. Wynalazcą tego połączenia był Fumihiro Kurohane. Nie wiadomo czy jest możliwe połączenie tej techniki z innymi żywiołami. Może o tym pisała moja mama w liście, ale moja druga natura to błyskawica... Jej połączenie jej z ostrzami mogło nie być możliwe. Postanowiłam, że to sprawdzę. To nie był taki zły pomysł, ale musiałam znaleźć coś o jutsu obronnych...
Przejrzałam wszystkie zwoje z technikami, ale nie znalazłam ani jednego. Może dlatego nasz klan nie był w stanie przetrwać ataku? Dobre jutsu obronne były przecież podstawą. Przynajmniej dla mnie. Może mogłabym jakieś wymyślić... Mój wzrok padł na zwój z zapieczętowaną kataną. Muszę nauczyć się nią walczyć. Pamiętam... kiedyś ćwiczyłam, ale czy wciąż to umiem?
Wyszłam z mieszkania biorąc ze sobą wszystkie zwoje i poszłam na pole treningowe. Na miejscu odpieczętowałam katanę i ku mojemu zdziwieniu jeszcze jeden zwój. Wzięłam go. Było w nim opisane ćwiczenia walki mieczem. Cudnie, teraz mogłam to dobrze wyćwiczyć. Wzięłam katanę do ręki. Była piękna, idealnie wyważona, tuż przy rękojeści wyryto na niej słowo wiatr.
- Czas na trening - powiedziałam go siebie i zaczęłam ciąć powietrze...


 I jak rozdział I? Mam nadzieję, że się spodoba. Jeśli ktoś to czyta to proszę o komentarze. Chociażby takie: przeczytałem/am, albo: głupie, beznadziejne. To jest naprawdę spora motywacja, gdy się wie, że ktoś to czyta.  Neko♥

wtorek, 16 lipca 2013

Prolog

Pierwsza notka trochę za późno, bo były internetowe utrudnienia, ale mam nadzieję, że osobom które ją przeczytają (jeśli ją przeczytają) się spodoba. Proszę o komentarze, krytykujące, negatywne i pozytywne (jeśli takie będą możliwe). Życzę miłego czytania! - Neko♥




Teraz już biegła... Mama biegła coraz szybciej i ciągnęła mnie za sobą.
- Mamo, czemu biegniemy? 
- Ciszej Tenshi, jeszcze nas usłyszą. - jej szept był pełen strachu. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby mama się bała... Mama nie mogła się przecież bać...
-Ale kto mamo? I...czemu mam być cicho? - Kto mógł być tak straszny, żebyśmy uciekały w ten sposób? Bo tego, że uciekamy mama nie dała rady ukryć. Fakt, jeszcze pół godziny temu mówiła, że idziemy do kogoś w odwiedziny... dziesięć minut temu, że na spacer. Teraz wiedziałam już, że to miało mnie tylko uspokoić.
-Ninja... - w chwili gdy mówiła to słowo usłyszałam świst powietrza i coś wielkiego, przypominającego gwiazdę uderzyło mamę w plecy.
- Ma....mo... - patrzyłam z przerażeniem na powiększającą się ciemnoczerwoną plamę krwi na brzuchu mamy, z której środka wystawała końcówka jednego z ramion gwiazdy. Nie wiedziałam, co mam zrobić, z moich oczu popłynęły łzy. - Ma...
- U...ciekaj... - popchnęła mnie w stronę pobliskich drzwi zabitych starymi deskami. Poczułam, że włożyła mi coś do kieszeni, ale może tylko mi się zdawało. W ostatniej chwili przecisnęłam się przez dziurę w drzwiach. Widziałam przez szczeliny, jak jeden z nich, zapewne ten, który rzucił tym gigantycznym shurikenem zabrał ciało mojej matki i zniknął w chmurze dymu. Byłam przerażona. Zaczołgałam się do najbliższego kąta. Nie wiem ile tam siedziałam i płakałam, ilu ludzi przebiegło przed tym opuszczonym budynkiem. W pewnej chwili po prostu zasnęłam ze zmęczenia i strachu. Za ścianą usłyszałam jeszcze pojedynczy krzyk...
...
Obudziły mnie głosy dochodzące z innego pokoju. Próbowałam wsłuchać się w rozmowę, ale docierały do mnie tylko wyrywki.
- ...szukaj....u.....moż...scho...się......oś....raz......jdę.....jąć się rannymi. - Cz...czy to był wróg? Czy gdyby mnie znalazł zginęłabym? Ale przecież to mógł być sprzymierzeniec, który przyszedł przekazać ocalałym, że ninja odeszli? Nie wiedziałam co myśleć, bałam się śmierci, a w tej sytuacji miałam na nią połowę szans. Próbowałam na kolanach znaleźć jakąś lepszą kryjówkę, ale potknęłam się, przewracając jakiś krzywy stolik. Coś uderzyło mnie w głowę i straciłam przytomność.
...
Ocknęłam się w niezwykle jasnym pomieszczeniu. Nie mogłam otworzyć oczu. Po ciemnym, opuszczonym domu, tu wszystko raziło jak latarka wycelowana w twarz. Głowa bolała mnie jak nigdy. I... gdzie ja właściwie byłam? Usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził hałas. Do pokoju weszła... pielęgniarka. Więc to miejsce to szpital... Ale nie wyglądał jak nasz szpital. Był... po prostu inny.
- O, widzę, że się obudziłaś. - podeszła do mnie z uśmiechem na twarzy. - Pewnie boli cię głowa, co?
- Tak... Gdzie ja jestem?
- W szpitalu w Wiosce Liścia.
- Wioska Liścia? Dlaczego? Skąd się tu wzięłam? - wpadałam w panikę. Skoro to nie był wróg, a nie był, skoro jeszcze żyję, to dlaczego nie jestem w swojej wiosce?
- Uspokój się, uspokój. Zaraz wszystko ci wytłumaczę, ale najpierw się uspokój. - usiadłam na łóżku, z którego przez chwilą wyskoczyłam.
- Twoja wioska została zaatakowana i... chyba tylko ty przeżyłaś...

Obudziłam się z łomoczącym sercem. Znowu śnił mi się ten dzień... Miałam wtedy 4 lata... Nie pamiętam w jakiej wiosce wtedy mieszkałam, jak dokładnie wyglądali moi rodzice... Po tej tragedii zapomniałam wszystko z wyjątkiem tego jednego dnia, który pragnęłam wymazać z pamięci na zawsze, ale cóż... Jedyną pamiątką po dawnym życiu był zwój, który mama włożyła mi do kieszeni. Niestety był zapieczętowany. Za 2 tygodnie miałam zacząć naukę w akademii ninja w Konohagakure. Powinnam zacząć ją rok temu, ale psychiatra stwierdził, że ze względu na mój stan psychiczny, powinnam odczekać jeszcze rok. Moje zdanie i argumenty typu "ja i moja psychika czujemy się świetnie" nie zdały się na wiele. Nie znaczy to, że zmarnowałam ostatni rok. Ćwiczyłam codziennie z ninja, który znalazł mnie wtedy w tym domu. Niedawno wysłano go na bardzo ważną misję, z której... nie wrócił...
Drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr..... - znienawidzony przezemnie budzik z gracją rozbił się o ścianę. Zawsze, kiedy zdarzyło mi się wstać przed nim i rozmyślać o czymś ważnym, musiał mi przeszkodzić. Zrezygnowana wstałam i zrobiłam sobie śniadanie. Mój plan dnia na dziś był prosty: trenować rzucanie kunaiami. Zjadłam płatki i poszłam na pole treningowe. Na szczęście było tylko kilka osób. Nie lubiłam, gdy tłumy patrzyły na mój celowniczy talent. Zaczęłam trening. 1 kunai, 2 kunai, 3 kunai... 16 kunai... Tak oto z 20 kunai w drzewo wbiła się niecała połowa... Jedyne czym celnie rzucałam, to budzik, haha... Taa, może darowałabym sobie dziś te kunaie? Chociaż nie, chciałam  iść do akademii nie umiejąc trafić co najmniej połową! Postanowiłam poprosić o pomoc chłopaka, który z tego, co widziałam, trafiał każdym kunaiem. Podeszłam do niego i z uśmiechem powiedziałam.
- Cześć, jestem Tenshi, pomógłbyś mi.... w treningu z kunaiami...- dokończyłam pytanie sama do siebie, ponieważ czarnowłosy nawet nie spojrzał w moją stronę i odszedł.- Idiota... - mruknęłam jeszcze pod nosem. Pod drzewem siedział drugi chłopak, który obracał w dłoni kunai. Może on okaże się milszy?
- Konnichiwa, dobrze rzucasz kunaiami? - mój talent do rozpoczynania rozmowy od niewłaściwego zdania dał o sobie znać. - Jestem Tenshi pomógłbyś mi? - spróbowałam trochę naprawić kolejność. Może udało mi się wybrnąć...
- Cześć, średnio rzucam, ale z tego co widziałem, to lepiej niż ty, wiesz, że źle je trzymałaś?Tak w ogóle jestem Naruto. - blondyn wyszczerzył się, miałam okazję się poduczyć więc nie dałam mu w zęby za to "lepiej niż ty".
- Powinnaś je trzymać tak,- pokazał kunai w swojej dłoni, - a rzucać tak.- Trafił prawie w środek nakreślonej na drzewie tarczy. Po kilku próbach zaczęło mi wychodzić.
- Dzięki za pomoc, chodzisz do akademii? 
- Tak, kiedyś zostanę Hokage! - odparł z entuzjazmem godnym podziwu.
- A umiesz może odpieczętowywać zwoje? - moje myśli wróciły do zwoju po moich rodzicach.
- Nie, jeszcze nie, a co?
- Nic, mam taki jeden zwój, ale nieważne. -  pomyślałam, że lepiej skończyć temat nim zaczną się pytania. - Muszę iść. Do zobaczenia!
Poszłam w stronę mojego mieszkanka, ale mój brzuch przypomniał sobie o obiedzie. Porcja ramen powinna to załatwić. Weszłam do domu, przebrałam się i poszłam do Ichiraku Ramen.
- Konnichiwa! Poproszę porcję ramen.
- Już się robi.- Usiadłam w barze gdy za sobą usłyszałam znajomy głos:
- Trzy porcje ramen staruszku! - Naruto usiadł obok mnie - Cześć Tenshi, ty też na ramen?
- Nie, na dango. - bar z ramen, a on się pyta, czy na ramen.
-Ale Tenshi, tu sprzedają ramen, wiesz? - czy on brał wszystko na serio?
-To był sarkazm, wiesz? - powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
-Aaaa, myślałem, że ty na serio, hahaha... Na polu treningowym mówiłaś o jakimś zapieczętowanym zwoju, nie?
-Taa, ale nieważne.- Lepiej  byłoby zmienić temat, tylko na co?
- Powiedz jak już zaczęłaś! Co to za zwój? Z czym? Czemu jest zapieczętowany? Są tam jakieś techniki, a może jest zakazany? - no i się zaczęło...teraz musiałam odpowiadać na pytania. Nie lubiłam tego, na żaden temat. Wolałam je zadawać, jak zresztą chyba każdy, ale teraz powinnam mu odpowiedzieć. Najlepiej szybko.
-To zwój od moich rodziców, nie wiem z czym, czemu jest zapieczętowany, ani czy jest zakazany. Wiem tylko, że go mam i chce go odpieczętować. - Szybko, na temat i na każde pytanie.
-A czemu nie zapytasz swoich rodziców? - kolejne pytanie z serii: "O co lepiej nie pytać Tenshi, bo jeśli jest w tym momencie wkurzona, to ci przywali z całej siły w szczękę, bo nie dość, że zadajesz jej pytania, to idiotyczne, wkurzające lub na temat przeszłości" (to szufladkowanie pytań XD- dop.)
- Bo nie żyją... - blondyn stracił zainteresowanie.
Dostałam swoje ramen, więc nie czekając aż się rozmyśli, powiedziałam Itadakimasu i zaczęłam jeść. Naruto też dostał swoje trzy porcje, więc temat się skończył. Zjadłam, zapłaciłam, powiedziałam "do widzenia" i wyszłam. Myślałam, co by tu porobić do końca dnia. Porzucać jeszcze kunaiami  żeby dać sobie radę w akademii? To, że pójdę tam rok za późno nie miało prawa mnie spisywać na straty!
Tak rozmyślając dotarłam na pole treningowe i zaczęłam maltretować tarcze na drzewach...1 kunai, 2 kunai... 43 kunai... Teraz wbiły się czterdzieści dwa na pięćdziesiąt cztery. Na prawdę zaczynało mi to wychodzić. Po kilku godzinach treningu wróciłam do domu i skonana padłam na łóżko. To był męczący dzień.
W miarę miły, ale męczący...