wtorek, 16 lipca 2013

Prolog

Pierwsza notka trochę za późno, bo były internetowe utrudnienia, ale mam nadzieję, że osobom które ją przeczytają (jeśli ją przeczytają) się spodoba. Proszę o komentarze, krytykujące, negatywne i pozytywne (jeśli takie będą możliwe). Życzę miłego czytania! - Neko♥




Teraz już biegła... Mama biegła coraz szybciej i ciągnęła mnie za sobą.
- Mamo, czemu biegniemy? 
- Ciszej Tenshi, jeszcze nas usłyszą. - jej szept był pełen strachu. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby mama się bała... Mama nie mogła się przecież bać...
-Ale kto mamo? I...czemu mam być cicho? - Kto mógł być tak straszny, żebyśmy uciekały w ten sposób? Bo tego, że uciekamy mama nie dała rady ukryć. Fakt, jeszcze pół godziny temu mówiła, że idziemy do kogoś w odwiedziny... dziesięć minut temu, że na spacer. Teraz wiedziałam już, że to miało mnie tylko uspokoić.
-Ninja... - w chwili gdy mówiła to słowo usłyszałam świst powietrza i coś wielkiego, przypominającego gwiazdę uderzyło mamę w plecy.
- Ma....mo... - patrzyłam z przerażeniem na powiększającą się ciemnoczerwoną plamę krwi na brzuchu mamy, z której środka wystawała końcówka jednego z ramion gwiazdy. Nie wiedziałam, co mam zrobić, z moich oczu popłynęły łzy. - Ma...
- U...ciekaj... - popchnęła mnie w stronę pobliskich drzwi zabitych starymi deskami. Poczułam, że włożyła mi coś do kieszeni, ale może tylko mi się zdawało. W ostatniej chwili przecisnęłam się przez dziurę w drzwiach. Widziałam przez szczeliny, jak jeden z nich, zapewne ten, który rzucił tym gigantycznym shurikenem zabrał ciało mojej matki i zniknął w chmurze dymu. Byłam przerażona. Zaczołgałam się do najbliższego kąta. Nie wiem ile tam siedziałam i płakałam, ilu ludzi przebiegło przed tym opuszczonym budynkiem. W pewnej chwili po prostu zasnęłam ze zmęczenia i strachu. Za ścianą usłyszałam jeszcze pojedynczy krzyk...
...
Obudziły mnie głosy dochodzące z innego pokoju. Próbowałam wsłuchać się w rozmowę, ale docierały do mnie tylko wyrywki.
- ...szukaj....u.....moż...scho...się......oś....raz......jdę.....jąć się rannymi. - Cz...czy to był wróg? Czy gdyby mnie znalazł zginęłabym? Ale przecież to mógł być sprzymierzeniec, który przyszedł przekazać ocalałym, że ninja odeszli? Nie wiedziałam co myśleć, bałam się śmierci, a w tej sytuacji miałam na nią połowę szans. Próbowałam na kolanach znaleźć jakąś lepszą kryjówkę, ale potknęłam się, przewracając jakiś krzywy stolik. Coś uderzyło mnie w głowę i straciłam przytomność.
...
Ocknęłam się w niezwykle jasnym pomieszczeniu. Nie mogłam otworzyć oczu. Po ciemnym, opuszczonym domu, tu wszystko raziło jak latarka wycelowana w twarz. Głowa bolała mnie jak nigdy. I... gdzie ja właściwie byłam? Usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził hałas. Do pokoju weszła... pielęgniarka. Więc to miejsce to szpital... Ale nie wyglądał jak nasz szpital. Był... po prostu inny.
- O, widzę, że się obudziłaś. - podeszła do mnie z uśmiechem na twarzy. - Pewnie boli cię głowa, co?
- Tak... Gdzie ja jestem?
- W szpitalu w Wiosce Liścia.
- Wioska Liścia? Dlaczego? Skąd się tu wzięłam? - wpadałam w panikę. Skoro to nie był wróg, a nie był, skoro jeszcze żyję, to dlaczego nie jestem w swojej wiosce?
- Uspokój się, uspokój. Zaraz wszystko ci wytłumaczę, ale najpierw się uspokój. - usiadłam na łóżku, z którego przez chwilą wyskoczyłam.
- Twoja wioska została zaatakowana i... chyba tylko ty przeżyłaś...

Obudziłam się z łomoczącym sercem. Znowu śnił mi się ten dzień... Miałam wtedy 4 lata... Nie pamiętam w jakiej wiosce wtedy mieszkałam, jak dokładnie wyglądali moi rodzice... Po tej tragedii zapomniałam wszystko z wyjątkiem tego jednego dnia, który pragnęłam wymazać z pamięci na zawsze, ale cóż... Jedyną pamiątką po dawnym życiu był zwój, który mama włożyła mi do kieszeni. Niestety był zapieczętowany. Za 2 tygodnie miałam zacząć naukę w akademii ninja w Konohagakure. Powinnam zacząć ją rok temu, ale psychiatra stwierdził, że ze względu na mój stan psychiczny, powinnam odczekać jeszcze rok. Moje zdanie i argumenty typu "ja i moja psychika czujemy się świetnie" nie zdały się na wiele. Nie znaczy to, że zmarnowałam ostatni rok. Ćwiczyłam codziennie z ninja, który znalazł mnie wtedy w tym domu. Niedawno wysłano go na bardzo ważną misję, z której... nie wrócił...
Drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr..... - znienawidzony przezemnie budzik z gracją rozbił się o ścianę. Zawsze, kiedy zdarzyło mi się wstać przed nim i rozmyślać o czymś ważnym, musiał mi przeszkodzić. Zrezygnowana wstałam i zrobiłam sobie śniadanie. Mój plan dnia na dziś był prosty: trenować rzucanie kunaiami. Zjadłam płatki i poszłam na pole treningowe. Na szczęście było tylko kilka osób. Nie lubiłam, gdy tłumy patrzyły na mój celowniczy talent. Zaczęłam trening. 1 kunai, 2 kunai, 3 kunai... 16 kunai... Tak oto z 20 kunai w drzewo wbiła się niecała połowa... Jedyne czym celnie rzucałam, to budzik, haha... Taa, może darowałabym sobie dziś te kunaie? Chociaż nie, chciałam  iść do akademii nie umiejąc trafić co najmniej połową! Postanowiłam poprosić o pomoc chłopaka, który z tego, co widziałam, trafiał każdym kunaiem. Podeszłam do niego i z uśmiechem powiedziałam.
- Cześć, jestem Tenshi, pomógłbyś mi.... w treningu z kunaiami...- dokończyłam pytanie sama do siebie, ponieważ czarnowłosy nawet nie spojrzał w moją stronę i odszedł.- Idiota... - mruknęłam jeszcze pod nosem. Pod drzewem siedział drugi chłopak, który obracał w dłoni kunai. Może on okaże się milszy?
- Konnichiwa, dobrze rzucasz kunaiami? - mój talent do rozpoczynania rozmowy od niewłaściwego zdania dał o sobie znać. - Jestem Tenshi pomógłbyś mi? - spróbowałam trochę naprawić kolejność. Może udało mi się wybrnąć...
- Cześć, średnio rzucam, ale z tego co widziałem, to lepiej niż ty, wiesz, że źle je trzymałaś?Tak w ogóle jestem Naruto. - blondyn wyszczerzył się, miałam okazję się poduczyć więc nie dałam mu w zęby za to "lepiej niż ty".
- Powinnaś je trzymać tak,- pokazał kunai w swojej dłoni, - a rzucać tak.- Trafił prawie w środek nakreślonej na drzewie tarczy. Po kilku próbach zaczęło mi wychodzić.
- Dzięki za pomoc, chodzisz do akademii? 
- Tak, kiedyś zostanę Hokage! - odparł z entuzjazmem godnym podziwu.
- A umiesz może odpieczętowywać zwoje? - moje myśli wróciły do zwoju po moich rodzicach.
- Nie, jeszcze nie, a co?
- Nic, mam taki jeden zwój, ale nieważne. -  pomyślałam, że lepiej skończyć temat nim zaczną się pytania. - Muszę iść. Do zobaczenia!
Poszłam w stronę mojego mieszkanka, ale mój brzuch przypomniał sobie o obiedzie. Porcja ramen powinna to załatwić. Weszłam do domu, przebrałam się i poszłam do Ichiraku Ramen.
- Konnichiwa! Poproszę porcję ramen.
- Już się robi.- Usiadłam w barze gdy za sobą usłyszałam znajomy głos:
- Trzy porcje ramen staruszku! - Naruto usiadł obok mnie - Cześć Tenshi, ty też na ramen?
- Nie, na dango. - bar z ramen, a on się pyta, czy na ramen.
-Ale Tenshi, tu sprzedają ramen, wiesz? - czy on brał wszystko na serio?
-To był sarkazm, wiesz? - powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
-Aaaa, myślałem, że ty na serio, hahaha... Na polu treningowym mówiłaś o jakimś zapieczętowanym zwoju, nie?
-Taa, ale nieważne.- Lepiej  byłoby zmienić temat, tylko na co?
- Powiedz jak już zaczęłaś! Co to za zwój? Z czym? Czemu jest zapieczętowany? Są tam jakieś techniki, a może jest zakazany? - no i się zaczęło...teraz musiałam odpowiadać na pytania. Nie lubiłam tego, na żaden temat. Wolałam je zadawać, jak zresztą chyba każdy, ale teraz powinnam mu odpowiedzieć. Najlepiej szybko.
-To zwój od moich rodziców, nie wiem z czym, czemu jest zapieczętowany, ani czy jest zakazany. Wiem tylko, że go mam i chce go odpieczętować. - Szybko, na temat i na każde pytanie.
-A czemu nie zapytasz swoich rodziców? - kolejne pytanie z serii: "O co lepiej nie pytać Tenshi, bo jeśli jest w tym momencie wkurzona, to ci przywali z całej siły w szczękę, bo nie dość, że zadajesz jej pytania, to idiotyczne, wkurzające lub na temat przeszłości" (to szufladkowanie pytań XD- dop.)
- Bo nie żyją... - blondyn stracił zainteresowanie.
Dostałam swoje ramen, więc nie czekając aż się rozmyśli, powiedziałam Itadakimasu i zaczęłam jeść. Naruto też dostał swoje trzy porcje, więc temat się skończył. Zjadłam, zapłaciłam, powiedziałam "do widzenia" i wyszłam. Myślałam, co by tu porobić do końca dnia. Porzucać jeszcze kunaiami  żeby dać sobie radę w akademii? To, że pójdę tam rok za późno nie miało prawa mnie spisywać na straty!
Tak rozmyślając dotarłam na pole treningowe i zaczęłam maltretować tarcze na drzewach...1 kunai, 2 kunai... 43 kunai... Teraz wbiły się czterdzieści dwa na pięćdziesiąt cztery. Na prawdę zaczynało mi to wychodzić. Po kilku godzinach treningu wróciłam do domu i skonana padłam na łóżko. To był męczący dzień.
W miarę miły, ale męczący...

1 komentarz:

  1. Ave :)
    Tak jak prosiłaś, zajrzałam na Twojego bloga, choć uwierz, wcale się na tym nie znam ;p

    Czasami używasz złego czasu:
    ,,Pod drzewem siedzi drugi chłopak, obraca w dłoni kunai. Jego się zapytam."
    Skoro piszesz w czasie przeszłym, tzn. w poprzednich zdaniach używasz zwrotów, które sugerują czynność zakończoną, np. wzięłam, rzuciłam etc. Więc w podanym wyżej zdaniu powinnaś napisać:
    ,,Pod drzewem SIEDZIAŁ drugi chłopak, OBRACAJĄC w dłoni kunai. Jego się zapytam.".

    ,,-To zwój on moich rodziców," - od moich rodziców


    Ej, ej! Ładnie piszesz, piękna ;3 No i rysunek Tenshi też jest niczego sobie - sama go rysowałaś? ;>
    Taka mała rada ode mnie - zamów szablon :D Uwierz, że ładna szata graficzna przyciąga czytelników ;p
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń