sobota, 20 lipca 2013

Rozdział I

- Jestem spóźniona! - ta myśl obudziła mnie w 2 sekundy. Z niewiadomych przyczyn (albo z powodu ostatnich walnięć o ścianę) mój budzik nie raczył dziś zadzwonić. Spokojnie, może wstałam za wcześnie? Szybko spojrzałam na zegarek... 7:43 - SPÓŹNIĘ SIĘ PIERWSZEGO DNIA AKADEMII !!! Błyskawicznie wzięłam ubrania, przygotowałam się, śniadania nie zjadłam. Biegłam ulicami Konohy w stronę budynku akademii. Miałam jeszcze 4 minuty więc udało mi się zdążyć. Weszłam do klasy - wszyscy już siedzieli. Nie zastanawiając się powiedziałam  cicho Konnichiwa nauczycielowi, który wszedł sekundę przede mną i ruszyłam w stronę wolnego miejsca na końcu klasy. Miałam swój plan: podejść do pierwszego lepszego miejsca, usiąść i uczyć się normalnie, bez wygłupów tak, by nikt mnie nie zauważył.
- Poczekaj, podejdź tu. - moje plany raczej niebyły dziś na tyle łaskawe by się spełnić. Podeszłam do nauczyciela i stanęłam przed klasą. - To jest nowa uczennica. Przywitaj się z uczniami. - jasne, jedyne czego mi brakowało to publiczne wystąpienia...
- Konnichiwa, nazywam się Kurohane Tenshi. - powiedziałam to i odwróciłam się do nauczyciela.
- Dobrze, obok Hinaty jest wolne miejsce. Usiądź tam.
- Hai. - usiadłam na wyznaczonym miejscu obok dziewczyny z granatowymi włosami i białymi oczami. Teraz mogłam przyjrzeć się klasie. Paru chłopaków: jeden w kapturze, jeden śpi, jeden ma psa na głowie?, Naruto, jeden jadł chipsy. Większość dziewczyn patrzyła maślanym wzrokiem na ważniaka z pola treningowego. Nie wiem, jak ktoś taki może się komukolwiek podobać. Sensei sprawdził obecność, więc dowiedziałam się jak nazywa się większość klasy.
- Dobrze, zacznijmy lekcję! Dziś pokażecie czy nie zapomnieliście jak się składa pieczęcie. - nauczyciel zaczął pytać na wyrywki i kazał pokazywać. Doszło do mnie - pieczęć tygrysa- złożyłam poprawnie i z powrotem usiadłam na swoim miejscu. Następna lekcja miała zacząć się za chwilę.
- Ohayo, Tenshi! - radosny okrzyk Naruto omal nie wywołał u mnie zawału. - Nie wiedziałem, że będziesz w naszej klasie! Myślałem, że jesteś młodsza, bo mówiłaś, że pierwszy raz idziesz do akademii! Na następnej lekcji będą zwoje, wiesz? A ty chciałaś się tego nauczyć nie? - potok zdań prawie doprowadził mnie do szału, ale moje niemal żelazne nerwy były dziś wyjątkowo mocne.
- Fajnie...
- Tylko tyle powiesz? Masz jakiś tajemniczy zwój i "fajnie" ? Trochę więcej zaangażowania!
- Ja mam za mało, a ty najwyraźniej za dużo. W końcu to mój zwój i moje zaangażowanie to moja sprawa.- tak naprawdę w środku szalałam, ale trzeba zachować twarz... pierwszego dnia szkoły.
- No weź! Chodź, bo się lekcja się zaczyna...
- Dobrze, zaczynamy! Nauczymy się teraz czegoś bardzo przydatnego. Mówię o pieczętowaniu i odpieczętowywaniu zwojów. Niech każdy z was weźmie zwój z mojego biurka i wyciągnie kunai.
Zapieczętujecie go, a potem odpieczętujecie, zrozumiano? No, teraz pokaże jak to się robi. Pokazuję RAZ, a potem żadnych pytań. - Sensei pokazał nam trzykrotnie "jeden raz", a potem wszyscy zaczęli pytać go o wszystko.
Hinacie się udało, ale mnie szło trochę gorzej. Po 15 minutach jednak zdałam sobie sprawę, co robiłam źle i udało mi się to wreszcie. Kilka osób siłowało się z tym jeszcze przez chwilę, a potem przeszliśmy do nauki różnych nieciekawych rzeczy.
- W domach macie ćwiczyć pieczętowanie i rzucanie kunaiami! - zawołał sensei, ale chyba nikt go nie usłyszał, ponieważ wszyscy pobiegli do domów.
- Do widzenia Iruka-sensei! - zawołałam i pobiegłam pędem do domu. Mój zwój czeka! Wbiegłam do mieszkania, wzięłam go i odpieczętowałam. Ukazało się kilka zwojów i list. Otworzyłam go - chwila prawdy...  

Tenshi, jeśli czytasz ten list znaczy, że przypuszczenia moje i twojego dziadka się sprawdziły i że jesteś ostatnią z naszego klanu. Nasz klan jest jednym z najstarszych, lecz jest mało znany. Jesteśmy jednak, a raczej byliśmy jednymi z najsilniejszych. Nasze Kekkei Genkai jest potężne, w pewnym sensie podobne do Byakugana. Fuuhasan pozwoliło naszym przodkom mistrzowsko opanować wiatr. Stworzyć nowe techniki... Jednak rzadko było ono...wykorzystywane w odpowiedni sposób, prawdziwe talenty ukazywały się jeszcze rzadziej  Ostatnim posiadającym Fuuhasan w naszej rodzinie był twój dziadek. Niektórzy z użytkowników Fuuhasan mieli także dodatkowe umiejętności... niekiedy bardzo przydatne i potężne. Twój dziadek widział prześwity przyszłości. Przewidział, że nasz klan zostanie zaatakowany i że odkryjesz w sobie Fuuhasan i będziesz bardzo silna... Mam nadzieję, że odkryjesz nowe techniki, bardzo potężne techniki, a jeśli połączysz je ze swoją drugą naturą chakry możesz stać się potężniejsza niż ktokolwiek z nas był w stanie. W tych zwojach są zapisane, techniki które nasz klan opanował przez te wszystkie lata. Jest w nich też opisane wszystko co powinnaś wiedzieć o swoim kekkei genkai. W ostatnim zapieczętowana jest katana... Nie jakaś zwykła - to katana naszego klanu. Przewodzi chakrę, ale tylko użytkowników Fuuhasan. Nasz klan specjalizuje się w walce na dystans, ale gdy będziesz musiała walczyć w kontakcie - użyj jej. Wieżę, że będziesz silną kunoichi... Trzymaj się aniołku. Kocham cię.

                                                                                                                              Mama

Oczy zaszły mi łzami... Wróciły wspomnienia zablokowane przez strach. Te dobre i te złe...  Wszystkie...  
- Nie martw się mamo, stanę się silna i będziesz ze mnie dumna! - zrobię to, choćbym miała nigdy nie przestać trenować! Otworzyłam pierwszy zwój: "Fuuhasan". Znalazłam tam szczegółowe opisy kekkei genkai mojego klanu i jego największe osiągnięcia. Podobieństwo do Byakugana polega na tym, że z aktywowanym doujutsu widzi się bardzo dokładnie i daleko. Sam Fuuhasan jak tu ujęto jest: "Władzą absolutną nad wiatrem". Co mam teraz zrobić? Sama mogę nie dać sobie rady... Pójść do Hokage? Może był to dobry pomysł, ale jeśli kazałby mi oddać zwoje, lub uznał, że nie powinnam się uczyć technik mojego klanu? Albo, co gorsza zdecydowałby, że klan powinien zniknąć raz na zawsze i mnie zabije? Nie, Hokage-sama jest dobry. Pozwolił mi zamieszkać w tej wiosce i uczyć się na kunoichi. Postanowiłam, że pójdę do niego i zapytam o radę. Zapieczętowałam z powrotem wszystko i ruszyłam do gabinetu Hokage. Szłam ulicami wioski, ale gdy byłam w połowie drogi, usłyszałam:
- Tenshi-chan, czekaj! - "Tenshi-chan", nie no jeszcze czego! Ja tu mam ważną sprawę, a on nie dość, że mi przeszkadza, to jeszcze woła na mnie "Tenshi-chan". Ciekawiło mnie czego chciał. - Gdzie idziesz Tenshi-chan?
- Po pierwsze: nie mów do mnie Tenshi-chan. Idę do Hokage, mam ważną sprawę.
- Ok, ok, ale odpieczętowałaś swój zwój? Co w nim jest? I po co idziesz do Hokage? Te dwie rzeczy się łączą? Powiedz! - potok pytań porwał mnie do morza odpowiedzi...
- Tak, odpieczętowałam, jest w nim kilka zwojów - o liście mu nie powiedziałam, byłby pewnie w stanie zadać jeszcze więcej pytań, na które nie miałam teraz czasu. - A do Hokage idę właśnie w sprawie tych zwojów... Śpieszę się, do zobaczenia później. - zaczęłam iść w stronę gabinetu Hokage, ale za sobą usłyszałam zdanie, którego mogłam się spodziewać.
- Czekaj, idę z tobą! - zawołał entuzjastycznie blondyn, nie mogłam zrobić nic innego jak tylko się zgodzić.
- No dobrze...
Puk, Puk...
- Proszę wejść. O, w jakiej sprawie przychodzicie dzieci? - Hokage uśmiechnął się do nas, miły facet.
- Hokage-sama, ja mam kilka ciekawych zwojów. One.. dotyczą mojego klanu i kekkei genkai. Ja... nie wiem co mam z zrobić, boję się, że sama nie dam rady go opanować. Ja wiem, że Hokage-sama ma ważniejsze sprawy, ale chciałam się zapytać o radę i... - tłumaczyłabym się pewnie jeszcze przez chwilę, ale Hokage mi przerwał.
- Poczekaj, po kolei. Pokaż te zwoje. Chciałbym je zobaczyć. - Podeszłam do jego biurka, wyjęłam zwój i chciałam odpieczętować,  ale zdenerwowanie sprawiało, że mi nie szło. Za trzecim razem się udało. Podałam Hokage zwoje i list. Przeczytał go i najwyraźniej zdziwiony powiedział.
- Fuuhasan? Więc jesteś jedną z nich, Ciekawe... W tych zwojach są pewnie techniki twojego klanu... Wiedziałem, że zabito cały twój klan i zniszczono wioskę, ale nie wiedziałem, że był to klan użytkowników Fuuhasan... Powinnaś opanować te techniki, napisane jest też, że połączysz wiatr ze swoją drugą naturą chakry, więc powinnaś ją odkryć... I oczywiście odkryć samo Fuuhasan... Na razie spróbuj nauczyć się kilku tych technik, wtedy twoje kekkei genkai powinno się ujawnić... Chciałabyś teraz sprawdzić swoją drugą naturę chakry? Weź tę kartkę pomiędzy dwa palce: o tak. To specjalny papier, skondensuj chakrę w papierze.- wzięłam kartkę i zrobiłam, co kazał Hokage-sama. Z kartką na początku nic się nie stało, może źle coś robię? W końcu podstaw kontroli nad czakrą uczył mnie Naruto, a on chyba nie jest najlepszy w szkole... Spróbowałam jeszcze raz. Tym razem kartka zmięła się. Pomyślałam, że coś poszło nie tak, ale Hokage mnie uspokoił.
- Więc twoją drugą naturą jest błyskawica... Dobrze, wracaj teraz do domu i spróbuj pouczyć się tych technik Tenshi.
-Arigatou, do widzenia.- otworzyłam drzwi, żeby wyjść z jego gabinetu, gdy nagle na podłodze wylądował Naruto. Podsłuchiwał, no jasne, w końcu od początku był ciekawy, o czym chcę rozmawiać z Hokage, a gdy powiedziałam mu, że wejdę sama trochę się obraził. W sumie cieszyłam się, że tu przyszedł, inaczej mogłabym w ostatnim momencie stchórzyć, jednak podsłuchiwanie było przesadą. Teraz idiotycznie się wyszczerzył, pozbierał się z podłogi i zwiał. Poszłam go poszukać, może nie był za dobrym nauczycielem, ale mógł mi pomóc w opanowaniu tych technik, no i chyba biliśmy już trochę przyjaciółmi. - Jak znajdę tego idiotę, to najpierw przywalę mu za podsłuchiwanie, a potem poproszę  o pomoc- pomyślałam, 5 sekund potem usłyszałam za sobą:
- Kogo nazywasz idiotą !? - usłyszał mnie? Przecież tylko to pomyślałam... Dziwne...
- Ale ja to tylko pomyślałam... Jak to usłyszałeś?
- Przecież normalnie to powiedziałaś, nie wmówisz mi, że to była jakaś telepatia! - chwilę się nad tym zastanawiałam. Niezła teoria, biorąc pod uwagę te "dodatkowe talenty", o których pisała mama ... Może mój to telepatia? Skoro dziadek widział przyszłość, to może ja mogłam gadać w myślach z kimś więcej niż tylko z sobą...
- Fajnie... Może to na serio telepatia... Spróbuje cię o coś zapytać, a ty mi odpowiesz, ok? - mój entuzjazm wzrósł - Naruto - mistrzu podniety, bądź ze mnie dumny!
- No dobra...
- Pomożesz mi w treningu? - krótkie, proste zdanie. W dodatku na prawdę przydałaby mi się jego pomoc.
- Oki, spoko... Fajna ta telepatia, można by rozmawiać na lekcjach!
- Znaczy, że działa. Chodź, pomożesz mi. - super, ale z drugiej strony teraz może zadawać mi pytania na odległość... ale wszystko musi mieć jakieś minusy...
- Dobra, chodźmy. Ścigamy się na pole treningowe! - zawołał blondyn. Myślał, że będzie pierwszy? Niedoczekanie! - Trzy, dwa, jeden, START ! - wrzasnął i wystartował. Dogoniłam go i na polu treningowym byłam sekundę wcześniej.
- Całkiem szybka jesteś.
- Ty też. Chodź, pomóż mi wybrać jakąś łatwą technikę.
- Ok, może ta? - pokazał mi zwój opisujący wykonanie techniki.
- Wietrzne Ostrza? Oki, spróbuję... - to zdanie towarzyszyło mi przez około tydzień treningów, ale opłaciło się. Po wielu nieudanych próbach w końcu zaczęło mi wychodzić. Złożyłam pieczęcie i wbrew mojemu  wyobrażeniu tej techniki,  nie "strzeliłam" wiatrem, ale stworzyłam przezroczyste, puste, lekko lśniące na srebrno ostrza. Wisiały wokół mnie jakby czekając na komendę. Machnęłam ręką w stronę najbliższej tarczy, a one pomknęły do niej z zawrotną szybkością. Wbiło się 14. Jeden chybił. Tak bardzo chciałam trafić wszystkimi... Gdy to pomyślałam zawrócił i trafił. To znaczy, że te ostrza nie są jak zwykłe kunaie i shurikeny... Mogę nimi dowolnie sterować, nieźle...to podobno najbardziej podstawowa technika mojego klanu. Ciekawe jak mi pójdzie nauka reszty...
- Tenshi, to było niesamowite! - głos Naruto wyrwał mnie z zamyślenia. - Zrób to jeszcze raz! Teraz do ruchomego celu!
- Ruchomego?
- No, wezmę tarczę i będę biegł, a ty trafisz, ok?
- Ale mogę cię trafić...
- Masz takiego cela, że nie trafisz. - że, co? Teraz się doigrał!
- Tak? A może darujemy sobie tarcze i będę rzucać w ciebie, co? - nerwy, wytrzymajcie jeszcze chwilę, bo zamkną mnie za zabójstwo z wyjątkowym okrucieństwem.
- Ok, ok, w ogóle się na żartach nie znasz. Dajesz. - zdjął tarczę z drzewa i zaczął szybko biec i wysoko skakać. Złożyłam pieczęcie i skierowałam w niego ostrza. Popędziły ze wszystkich stron odcinając mu drogę ucieczki i wszystkie trafiły w tarczę przebijając ją na wylot. Zapewne z powodu prędkości. Naruto ledwo zdążył odskoczyć.
- CO TO MIAŁO BYĆ?! O MAŁO MNIE NIE TRAFIŁAŚ!!!
- Sam się prosiłeś. Trzeba mnie było mnie prowokować. - nie była to do końca prawda, nie wiedziałam, że te ostrza mają taką siłę, ale niech wie, że lepiej ze mną nie zadzierać.
- Przecież mówiłem, że to żart. No, ale to było niezłe, masz następną technikę!
- Dziś sobie darujmy, ok? Jest już późno... Pa. - odpowiedział mi machnięciem ręki. Gdy wróciłam do domu byłam skonana. To był chyba najdłuższy dzień w moim życiu. Ale trening się opłacił! Przynajmniej nie mogłam narzekać na nudę... Myśląc o dzisiejszym dniu rzuciłam się na łóżko i zasnęłam... 
                                                                  ... --^^-- ...
- Drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr!, Trzask!, Aaaaa.... - budzik zadzwonił, walnął w ścianę, a ja leniwie się przeciągnęłam... Trzeba było wstawać, akademia czekała... Przygotowałam się, zjadłam śniadanie, spakowałam potrzebne rzeczy i wyszłam z mieszkania. Pogoda nie mogłaby być bardziej odpowiednia na długi dzień nauki - pochmurno, trochę szaro, ale słońce co chwila błyskało zza swojej kołdry. Jakieś 5 minut drogi od akademii usłyszałam znajome darcie mordy.
- Hej, Tenshi! To co? Będziemy dziś opanowywać nowe techniki? - blondyn wyłonił się znikąd i o mało nie przyprawił mnie o zawał... znowu... muszę się do tego wreszcie przyzwyczaić...
- Chyba tak. - szliśmy dalej i weszliśmy do klasy kilka minut przed rozpoczęciem lekcji. Usiadłam na swoim miejscu. Hinata bazgrała coś w zeszycie.
- Co robisz? - zajrzałam przez jej ramię, ale nie udało mi się zobaczyć zawartości kartki, ponieważ dziewczyna szybko zamknęła zeszyt.
- Nic. Tak sobie rysowałam... - powiedziała to tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.
- Aha, tak w ogóle to jestem Tenshi, ty jesteś Hinata, tak? - wypada się przedstawić... po tygodniu siedzenia razem w ławce.
- Tak... Lekcja zaraz się zacznie, lepiej wyjmij zwój. Iruka-sensei będzie sprawdzał, czy pamiętamy jak się go odpieczętowuje... - wyjęłam zwój. Sensei wszedł do klasy i zaczął sprawdzać naszą pamięć.
- Dobrze dzieci, teraz pójdziemy na pole treningowe. Poćwiczycie rzucanie kunaiami i shurikenami.
Na miejscu ciężko trenowaliśmy. Dla mnie nie była to jakaś konkretna porażka, ale mogło mi pójść trochę lepiej.
- Kuso... - po raz kolejny nie trafiłam. Już miałam rzucić kolejny, ale usłyszałam za plecami komentarz Uchihy.
- Idzie ci tak samo jak wtedy na polu treningowym. - nerwy, błagam wytrzymajcie i nie pozwólcie mi go uderzyć...
- To owoc twojej pomocy. - uśmiechnęłam się do niego szerokim, ironicznym, pełnym sarkazmu uśmiechem. Brak wymówek jest w tym wypadku najlepszym wyjściem.
- Nie mam czasu uczyć nowicjuszy. A na beztalencia takie jak ty nie poświęcam go w ogóle. - zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy lepiej wytrzymać jego uwagi, czy może mu przywalić i dostać jakąś karę...
- To może się zmierzymy, co? Chętnie ci dowalę. - rozwiązanie pomiędzy, choć raczej niezbyt rozsądne... Oprócz Ostrzy wiatru nam przecież tylko podstawowe jutsu... Chociaż z drugiej strony, co on może umieć?
- Nie będę marnował chakry na pokazanie ci, kto jest lepszy. Nie chcę ci też zrobić obciachu. - jakiż on wspaniałomyślny!
- Przyznaj, po prostu boisz się, że przegrasz. A teraz wybacz mi, muszę dalej trenować. - posłałam mu kolejny pełen jadu uśmiech i poszłam pozbierać swoje kunaie. W sumie to cieszyłam się, że nie doszło do pojedynku. Nie chciałam z nim przegrać na oczach klasy. Nie, żebym czuła się słabsza, po prostu przy równych szansach wszystko jest możliwe...
Kolejne lekcje dotyczyły chakry. Zaraz po nich pognałam do domu. Miałam kilka zwojów do przeczytania.
Położyłam się na łóżku i wzięłam zwój o Ostrzach wiatru: Ostrza wiatru są podstawowym jutsu klanu Kurohane, jednak nie czyni ich to słabymi. Kilku bardziej doświadczonych ninja naszego klanu przeniosło jednak tę technikę na wyższy poziom łącząc ją ze swoim drugim żywiołem chakry. Efektem tego były Ostrza Powietrznych Płomieni - połączenie ich z naturą ognia. Potrafiły one parzyć przy cięciu oraz działały jak kwas. Wynalazcą tego połączenia był Fumihiro Kurohane. Nie wiadomo czy jest możliwe połączenie tej techniki z innymi żywiołami. Może o tym pisała moja mama w liście, ale moja druga natura to błyskawica... Jej połączenie jej z ostrzami mogło nie być możliwe. Postanowiłam, że to sprawdzę. To nie był taki zły pomysł, ale musiałam znaleźć coś o jutsu obronnych...
Przejrzałam wszystkie zwoje z technikami, ale nie znalazłam ani jednego. Może dlatego nasz klan nie był w stanie przetrwać ataku? Dobre jutsu obronne były przecież podstawą. Przynajmniej dla mnie. Może mogłabym jakieś wymyślić... Mój wzrok padł na zwój z zapieczętowaną kataną. Muszę nauczyć się nią walczyć. Pamiętam... kiedyś ćwiczyłam, ale czy wciąż to umiem?
Wyszłam z mieszkania biorąc ze sobą wszystkie zwoje i poszłam na pole treningowe. Na miejscu odpieczętowałam katanę i ku mojemu zdziwieniu jeszcze jeden zwój. Wzięłam go. Było w nim opisane ćwiczenia walki mieczem. Cudnie, teraz mogłam to dobrze wyćwiczyć. Wzięłam katanę do ręki. Była piękna, idealnie wyważona, tuż przy rękojeści wyryto na niej słowo wiatr.
- Czas na trening - powiedziałam go siebie i zaczęłam ciąć powietrze...


 I jak rozdział I? Mam nadzieję, że się spodoba. Jeśli ktoś to czyta to proszę o komentarze. Chociażby takie: przeczytałem/am, albo: głupie, beznadziejne. To jest naprawdę spora motywacja, gdy się wie, że ktoś to czyta.  Neko♥

wtorek, 16 lipca 2013

Prolog

Pierwsza notka trochę za późno, bo były internetowe utrudnienia, ale mam nadzieję, że osobom które ją przeczytają (jeśli ją przeczytają) się spodoba. Proszę o komentarze, krytykujące, negatywne i pozytywne (jeśli takie będą możliwe). Życzę miłego czytania! - Neko♥




Teraz już biegła... Mama biegła coraz szybciej i ciągnęła mnie za sobą.
- Mamo, czemu biegniemy? 
- Ciszej Tenshi, jeszcze nas usłyszą. - jej szept był pełen strachu. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby mama się bała... Mama nie mogła się przecież bać...
-Ale kto mamo? I...czemu mam być cicho? - Kto mógł być tak straszny, żebyśmy uciekały w ten sposób? Bo tego, że uciekamy mama nie dała rady ukryć. Fakt, jeszcze pół godziny temu mówiła, że idziemy do kogoś w odwiedziny... dziesięć minut temu, że na spacer. Teraz wiedziałam już, że to miało mnie tylko uspokoić.
-Ninja... - w chwili gdy mówiła to słowo usłyszałam świst powietrza i coś wielkiego, przypominającego gwiazdę uderzyło mamę w plecy.
- Ma....mo... - patrzyłam z przerażeniem na powiększającą się ciemnoczerwoną plamę krwi na brzuchu mamy, z której środka wystawała końcówka jednego z ramion gwiazdy. Nie wiedziałam, co mam zrobić, z moich oczu popłynęły łzy. - Ma...
- U...ciekaj... - popchnęła mnie w stronę pobliskich drzwi zabitych starymi deskami. Poczułam, że włożyła mi coś do kieszeni, ale może tylko mi się zdawało. W ostatniej chwili przecisnęłam się przez dziurę w drzwiach. Widziałam przez szczeliny, jak jeden z nich, zapewne ten, który rzucił tym gigantycznym shurikenem zabrał ciało mojej matki i zniknął w chmurze dymu. Byłam przerażona. Zaczołgałam się do najbliższego kąta. Nie wiem ile tam siedziałam i płakałam, ilu ludzi przebiegło przed tym opuszczonym budynkiem. W pewnej chwili po prostu zasnęłam ze zmęczenia i strachu. Za ścianą usłyszałam jeszcze pojedynczy krzyk...
...
Obudziły mnie głosy dochodzące z innego pokoju. Próbowałam wsłuchać się w rozmowę, ale docierały do mnie tylko wyrywki.
- ...szukaj....u.....moż...scho...się......oś....raz......jdę.....jąć się rannymi. - Cz...czy to był wróg? Czy gdyby mnie znalazł zginęłabym? Ale przecież to mógł być sprzymierzeniec, który przyszedł przekazać ocalałym, że ninja odeszli? Nie wiedziałam co myśleć, bałam się śmierci, a w tej sytuacji miałam na nią połowę szans. Próbowałam na kolanach znaleźć jakąś lepszą kryjówkę, ale potknęłam się, przewracając jakiś krzywy stolik. Coś uderzyło mnie w głowę i straciłam przytomność.
...
Ocknęłam się w niezwykle jasnym pomieszczeniu. Nie mogłam otworzyć oczu. Po ciemnym, opuszczonym domu, tu wszystko raziło jak latarka wycelowana w twarz. Głowa bolała mnie jak nigdy. I... gdzie ja właściwie byłam? Usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam głowę w stronę, z której dochodził hałas. Do pokoju weszła... pielęgniarka. Więc to miejsce to szpital... Ale nie wyglądał jak nasz szpital. Był... po prostu inny.
- O, widzę, że się obudziłaś. - podeszła do mnie z uśmiechem na twarzy. - Pewnie boli cię głowa, co?
- Tak... Gdzie ja jestem?
- W szpitalu w Wiosce Liścia.
- Wioska Liścia? Dlaczego? Skąd się tu wzięłam? - wpadałam w panikę. Skoro to nie był wróg, a nie był, skoro jeszcze żyję, to dlaczego nie jestem w swojej wiosce?
- Uspokój się, uspokój. Zaraz wszystko ci wytłumaczę, ale najpierw się uspokój. - usiadłam na łóżku, z którego przez chwilą wyskoczyłam.
- Twoja wioska została zaatakowana i... chyba tylko ty przeżyłaś...

Obudziłam się z łomoczącym sercem. Znowu śnił mi się ten dzień... Miałam wtedy 4 lata... Nie pamiętam w jakiej wiosce wtedy mieszkałam, jak dokładnie wyglądali moi rodzice... Po tej tragedii zapomniałam wszystko z wyjątkiem tego jednego dnia, który pragnęłam wymazać z pamięci na zawsze, ale cóż... Jedyną pamiątką po dawnym życiu był zwój, który mama włożyła mi do kieszeni. Niestety był zapieczętowany. Za 2 tygodnie miałam zacząć naukę w akademii ninja w Konohagakure. Powinnam zacząć ją rok temu, ale psychiatra stwierdził, że ze względu na mój stan psychiczny, powinnam odczekać jeszcze rok. Moje zdanie i argumenty typu "ja i moja psychika czujemy się świetnie" nie zdały się na wiele. Nie znaczy to, że zmarnowałam ostatni rok. Ćwiczyłam codziennie z ninja, który znalazł mnie wtedy w tym domu. Niedawno wysłano go na bardzo ważną misję, z której... nie wrócił...
Drrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr..... - znienawidzony przezemnie budzik z gracją rozbił się o ścianę. Zawsze, kiedy zdarzyło mi się wstać przed nim i rozmyślać o czymś ważnym, musiał mi przeszkodzić. Zrezygnowana wstałam i zrobiłam sobie śniadanie. Mój plan dnia na dziś był prosty: trenować rzucanie kunaiami. Zjadłam płatki i poszłam na pole treningowe. Na szczęście było tylko kilka osób. Nie lubiłam, gdy tłumy patrzyły na mój celowniczy talent. Zaczęłam trening. 1 kunai, 2 kunai, 3 kunai... 16 kunai... Tak oto z 20 kunai w drzewo wbiła się niecała połowa... Jedyne czym celnie rzucałam, to budzik, haha... Taa, może darowałabym sobie dziś te kunaie? Chociaż nie, chciałam  iść do akademii nie umiejąc trafić co najmniej połową! Postanowiłam poprosić o pomoc chłopaka, który z tego, co widziałam, trafiał każdym kunaiem. Podeszłam do niego i z uśmiechem powiedziałam.
- Cześć, jestem Tenshi, pomógłbyś mi.... w treningu z kunaiami...- dokończyłam pytanie sama do siebie, ponieważ czarnowłosy nawet nie spojrzał w moją stronę i odszedł.- Idiota... - mruknęłam jeszcze pod nosem. Pod drzewem siedział drugi chłopak, który obracał w dłoni kunai. Może on okaże się milszy?
- Konnichiwa, dobrze rzucasz kunaiami? - mój talent do rozpoczynania rozmowy od niewłaściwego zdania dał o sobie znać. - Jestem Tenshi pomógłbyś mi? - spróbowałam trochę naprawić kolejność. Może udało mi się wybrnąć...
- Cześć, średnio rzucam, ale z tego co widziałem, to lepiej niż ty, wiesz, że źle je trzymałaś?Tak w ogóle jestem Naruto. - blondyn wyszczerzył się, miałam okazję się poduczyć więc nie dałam mu w zęby za to "lepiej niż ty".
- Powinnaś je trzymać tak,- pokazał kunai w swojej dłoni, - a rzucać tak.- Trafił prawie w środek nakreślonej na drzewie tarczy. Po kilku próbach zaczęło mi wychodzić.
- Dzięki za pomoc, chodzisz do akademii? 
- Tak, kiedyś zostanę Hokage! - odparł z entuzjazmem godnym podziwu.
- A umiesz może odpieczętowywać zwoje? - moje myśli wróciły do zwoju po moich rodzicach.
- Nie, jeszcze nie, a co?
- Nic, mam taki jeden zwój, ale nieważne. -  pomyślałam, że lepiej skończyć temat nim zaczną się pytania. - Muszę iść. Do zobaczenia!
Poszłam w stronę mojego mieszkanka, ale mój brzuch przypomniał sobie o obiedzie. Porcja ramen powinna to załatwić. Weszłam do domu, przebrałam się i poszłam do Ichiraku Ramen.
- Konnichiwa! Poproszę porcję ramen.
- Już się robi.- Usiadłam w barze gdy za sobą usłyszałam znajomy głos:
- Trzy porcje ramen staruszku! - Naruto usiadł obok mnie - Cześć Tenshi, ty też na ramen?
- Nie, na dango. - bar z ramen, a on się pyta, czy na ramen.
-Ale Tenshi, tu sprzedają ramen, wiesz? - czy on brał wszystko na serio?
-To był sarkazm, wiesz? - powstrzymałam się od wybuchnięcia śmiechem.
-Aaaa, myślałem, że ty na serio, hahaha... Na polu treningowym mówiłaś o jakimś zapieczętowanym zwoju, nie?
-Taa, ale nieważne.- Lepiej  byłoby zmienić temat, tylko na co?
- Powiedz jak już zaczęłaś! Co to za zwój? Z czym? Czemu jest zapieczętowany? Są tam jakieś techniki, a może jest zakazany? - no i się zaczęło...teraz musiałam odpowiadać na pytania. Nie lubiłam tego, na żaden temat. Wolałam je zadawać, jak zresztą chyba każdy, ale teraz powinnam mu odpowiedzieć. Najlepiej szybko.
-To zwój od moich rodziców, nie wiem z czym, czemu jest zapieczętowany, ani czy jest zakazany. Wiem tylko, że go mam i chce go odpieczętować. - Szybko, na temat i na każde pytanie.
-A czemu nie zapytasz swoich rodziców? - kolejne pytanie z serii: "O co lepiej nie pytać Tenshi, bo jeśli jest w tym momencie wkurzona, to ci przywali z całej siły w szczękę, bo nie dość, że zadajesz jej pytania, to idiotyczne, wkurzające lub na temat przeszłości" (to szufladkowanie pytań XD- dop.)
- Bo nie żyją... - blondyn stracił zainteresowanie.
Dostałam swoje ramen, więc nie czekając aż się rozmyśli, powiedziałam Itadakimasu i zaczęłam jeść. Naruto też dostał swoje trzy porcje, więc temat się skończył. Zjadłam, zapłaciłam, powiedziałam "do widzenia" i wyszłam. Myślałam, co by tu porobić do końca dnia. Porzucać jeszcze kunaiami  żeby dać sobie radę w akademii? To, że pójdę tam rok za późno nie miało prawa mnie spisywać na straty!
Tak rozmyślając dotarłam na pole treningowe i zaczęłam maltretować tarcze na drzewach...1 kunai, 2 kunai... 43 kunai... Teraz wbiły się czterdzieści dwa na pięćdziesiąt cztery. Na prawdę zaczynało mi to wychodzić. Po kilku godzinach treningu wróciłam do domu i skonana padłam na łóżko. To był męczący dzień.
W miarę miły, ale męczący...